Quantcast
Channel: żarcie, żarełko, jedzonko :3
Viewing all 62 articles
Browse latest View live

136. Baton GRUNCHY Original for life: Owsiany i Orkiszowy od Ania

$
0
0

Zbyt dużo się dzieje by opisać w jednym zdaniu: cyklicznie warsztaty w weekend, przedstawienie dla osób niedosłyszących w czwartek, zajęcia, praca, seminaria, życie... A ja co? Żyję myślami gdzie indziej i ląduje w domu... -Ale helloł, Agnieszka...Tutaj Ziemia próbuje nawiązać z Tb kontakt, ogarnij się :D No to nic, na przekór wszystkiego staram się łączyć wszystko i nie oszaleć ;) A dzisiaj paczuszka od rodziców! Będzie żarcie, będzie moc :)

Wiem... zostanę zwińczowana przez tą recenzję... Ale nigdy nie sądziłam, że to ja będę hejterem xDD Mianowicie na wielu blogach naczytałam się jeszcze przed wakacjami na temat przepysznych i obłędnych batonów w dodatku zdrowych i o krótkim składzie. Pomyślałam: -ba marzenie. Każda kolejna recenzja powodowała u mnie coraz większe pragnienie ich kupna. W końcu nadarzyła się ku temu okazja- promocja ^^ Zawsze patrzyłam na nie tylko za okna, na wystawie w piekarni... Lecz nareszcie dorwałam je sama <3 Wiązałam z nimi wielkie nadzieje, ba -przecież ja kocham zdrowe słodycze... Do czasu kiedy je spróbowałam... ... ... I wiecie co? To był pierwszy raz kiedy uznałam, że albo ze mną jest coś nie tak, albo cały świat kłamie :D Jadłam wiele produktów od Ani... i będę jeść... ale te batony... choćby ktoś mi już dopłacał... nie tknę... Dlaczego? Odpowiedź w opisie. Miałam nie wstawiać tej recenzji bo jest jeszcze z początków wakacji, ale co mi tam... Zobaczyć oburzenie czytelników to bezcenna rzecz, nie wspominając o podniesionym ciśnieniu :D Zapraszam ;) ( Na Wasze pocieszenie moja siostra powiedziała, że mnie zabije, jak ją wstawię- więc być może już mnie dorwała xDD)

Dostępne smaki BatonaGRUNCHYOriginal for life to:
- Owsiany ( Recenzja: Olgi )
- Orkiszowy ( Recenzja: Posypanej )

Oraz różne wariacje:
- Owies/Orkiszz jabłkiem
-Orkisz/Owies z żurawiną
( Recenzja zbiorowa większości smaków: Pandziunie )
Jeżeli ktoś jeszcze recenzował, a nie dodałam jego recenzji, proszę upomnieć się w komentarzu ^^

P.S- Ostrzegam zmieniły szatę graficzną oraz gramaturę ( oraz Bóg wie co jeszcze...) więc możecie je nie poznać na pierwsze oko... ale ja je poznam po zapachu... jak? przeczytajcie niżej :)

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

Batony wcale niczym niemalże nie różnią się w wyglądzie. Czy mnie to dziwi? No chyba nie ;) Mają mocny kolor intensywnego pomarańczu w kolorze karmelu, krówek ( nie toffi), albo orzechów w karmelu. Wydaje mi się, że orkiszowy jest nieco jaśniejszy, hmmm... ale raczej nie xD Opakowanie potwornie się otwiera trzeba wykrzesać z siebie niezwykłe siły, by dobrać się do środka. No... przynajmniej mam gwarancje, że są świeże ;) ( Choć babka w Rossmannie próbowała mi wcisnąć otwarty, ale się nie dałam :D Chciała mi też policzyć podwójnie, ale pokazałam jej, że matma nie jest jej najsilniejszą stroną :)

Batony są potwornie zbite, ciężko je ukroić, wręcz kładłam się na moim nożu! A jak pachną? Śmierdzą >.< Okropnie! Blee... owsiany pachnie jak wymioty ( żygi ) słowo daję :<! Okropny odór... nie mogę... ja pierdziele ( głupia po co wąchałaś!?), drugi orkisz mniej śmierdzi, ale tez nie za ładnie... podobnie cuchną, ale owsiany bardziej... Orkiszowy jeszcze jakimś syropem w tle i mniej intensywnie więc nie jest źle, ale owsiany! Naprawdę nie mogłam w to uwierzyć! ( Zawołałam mamę, a ona powiedziała, że jadłam wiele obleśnych i chemicznych produktów, ale to przegięcie. Na nic zdało się tłumaczenie, że skład mają wręcz wzorowy i że sama mi je sponsorowała xDD- miałam opr =.=). Sporo płatek wydaje się na oko... No właśnie wydaje bo najwięcej jest zafarbowanego chłamu znaczy łamu waflowego xDD Jak się dowiadujemy ze składu jego jest 50%, a płatków 30%. Sztuczka wizualna, ale przynajmniej odpowiedniego typu mąki użyli do poszczególnych batonów, więc nie jest źle.

Owsiany
Owsiany to jedna wielka sklejona gruda. Mimo wszystko nie ciągnie się, więc łatwo się odgryza. Daje opór podczas jedzenia: jest twardy, trzeba się narzuć płatek surowych, ( które wcale w niczym nie rozmakały ), łam trochę trzeszczy...  Batonik jest porządnie słodki jakimś syropem. W konsystencji nie ciągnie się lepkością, jest zbity i masywny, owsiany. Da się batona skubać czy kruszyć, a nawet odłamywać takie kawałki/na taką grubość jak chcemy), nie jest obklejony, ale raczej nie pobawimy się jak plasteliną. Porządnie dosłodzony ( prawdopodobnie syropem), owsiany przez co jest trochę gorzkawy, no ale takie uroki tych płatek. Ratunku! Zapach mnie dobija! Brrrr.... >.< 

Orkiszowy
Orkiszowy, w konsystencji jest taki sam ( nawet w procentowej zawartości określanych składników). LECZ słodszy mi się wydaje, łagodniejszy ciut. Czasami w strukturze od dzwonu coś chrupnie. Przy jedzeniu głównie szmera pomiędzy zębami i trzeszczy. Ma duże płatki. Jest faktycznie mocno orkiszowy w smaku oraz słodki jakimś syropem, ( jak ktoś ich nie lubi wszelakich syropów, klarowanego cukru to nie zje bo potwornie i charakterystycznie nim daje. Dominuje trochę ta słodkość i owładnęła batona. ( Byłabym normalnie zachwycona gdyby to był cukier, a nie syrop...). Płatki... za słodkie są teraz czuję, że są po prostu mdłe od tego. Orkiszowy w porównaniu do owsianego wydaje mi się ciut miększy.

Ogólnie:
Za twardy, gumowy,  nie wiele się różnią, brak ciekawych dodatków urozmaicenia ( biorę to na swoją pierś bo sama wybrałam te smaki), pachną śmierdzą starym słodkim tłuszczem ( albo tak jak opisałam wyżej...), za słodkie jakimś dziwnym syropem... Genialnie się zapowiadały! Skład, składniki, opakowanie... intensywnie zbożowe.... Jestem zdegustowana, bo naprawdę liczyłam na te zbożowe słodycze! Nie rozumiem do końca co się tutaj zadziało, dla mnie były niestety ,,obleśne". Pewnie zapach dużo zrobił swoje, ale muszę być szczera do końca. Ale chciałabym je inaczej odebrać. Dla mojej siostry, ( która mi za nie podziękowała, że mamę naciągnęłam przy zakupach kosmetycznych ) zawyżam ocenę. A masz! Moja strata!

Nazwa: Baton Grunchy Owsiany/Orkiszowy
Marka: Ania 1990 Original for life
Producent: F.P.H. Ania
Skład:
Dostępne w opakowaniach: 45g.
Wartość odżywcza kaloryczna: 
Owsiany: ok. 408kcal/100g. ( batonik ok. 45g. ok. 184kcal ).
Orkiszowy: ok. 403kcal/100g. ( cała przekąska ok. 45g. ok. 182kcal ).
Cena: około 1,69 zł. ( Przecena )
Zakupiony: Rossmann

Owsiany
W skali miau: 2+ 
 W systemie dziesiątkowym: 3,5/10

***

Orkiszowy

W skali miau: 2+ 
W systemie dziesiątkowym: 4/10

Rozważenie ponownego zakupu: !? No chyba, że za darmo, by sprawdzić, czy ktoś mi nie podmienił zawartość... ... ... 

137. KOALA LAND- Ciasteczka z kremem o smaku truskawkowym od Wedla

$
0
0

Pamiętacie jak w czerwcu recenzowałam ciastka Koala Land? Później dostałam multum wiadomości, że one nie istnieją :D Pomyślałam:... kurde no... ale jak? Przecież je jadłam, ba wstawiłam Wam ich recenzje na bloga. Jak się później okazało był to okres próbny i pojawiły się tylko w ograniczonej ilości w wybranych sklepach :) Ale nie martwcie się, przeszły test i tak oto lądują w większości naszych sieciówek :) Ale niedługo już nie tylko one... gdyż szykuje się istny zalew wielu produktów z Lotte z Azji. Chcecie wiedzieć więcej? Odsyłam do krótkiego artykułu tu. Polecam przeczytajcie ^^

U nas w Polsce dostępne jak na razie są tylko dwa smaki, w Azji multum, a za europejską granicą trzy: 
KOALA LAND- z kremem kakaowym, ( które recenzowałam )
KOALA LAND- z nadzieniem o smaku truskawkowym ( te tutaj )
KOALA LAND- o mlecznym nadzieniu, ( te których teraz u siebie w Polsce nie uraczymy :)

Poza tym mam dla Was rebusik ^^ 
( Każde teraz opakowanie jest w nie zaopatrzone :D ). Oto obrazek z przodu, który jest ową zagadką :) A z tyłu jest podane rozwiązanie! Odpowiedź podam niżej, a Wy się sprawdźcie! Pod koniec notki skontrolujcie, czy obniżył się Wam poziom inteligencji tudzież kreatywności przez moją paplaninę :D czy jednak może silnie się trzymaliście i odgadliście owy rebus ^^ Koniecznie chce znać prawdę ;)

Wygląd kontra rzeczywistość:

Wrażenia smakowe:

Pachną sztucznymi, ale moimi ulubionymi czekoladkami z dzieciństwa... truskawkowo -śmietankowymi... no to... kto wie? :D Zgadujecie?
Domyślacie się może? ( Ha testuje Was dzisiaj :) 
Mister Ronami! :D (Ostrzegam do dziś mam do nich słabość <3 ) . 
Chyba od masy już też zapach przechodzi, no bo raczej nie od samego ciastka :D Daje sztuczną jogurtową truskawką ( tylko bez kwaskowości ), mocnej tylko subtelnej, ogółem jak truskawkowy i chemiczny jogurt, ale w miarę idzie znieść ten zapach xDD). Koale są lekkie, w kształcie koali ( wyglądają jakby rodem się z jakiegoś anime wyrwały), na nich narysowane ciemnym brązowym szkicem owe misie. Ciastka czy może jednak krakersy, które otaczają krem ( nadziany wewnątrz nich ) są jaśniutkie, bardzo wypieczone, przypominają krakersy bardziej, niż jakiekolwiek andruty. Są suche, ale minimalnie tłustawe, bardzo  napowietrzone aż z tyłu mają dziurkę ( chyba wywietrzniki xDD). Są wypieczone porządnie, ale nie zjarane ;)
W środku istne oszukaństwo! Są wypukłe od namiaru powietrza! Albo się zapowietrzyły, albo nadumały, albo po prostu mają ogromną lukę powietrza, gdzie kremu poskąpili :> 
Nie dosyć, że samo ciastko jest napowietrzone ( ma mało zbitej struktury tylko takiej bąbelkowej), to w środku jest jeszcze puste! Ile ono waży!? ( Pewnie nie waży wcale xDD ). Krem ma kolor: jasny, jogurtowy, różowy, ( ten pastelowy). Tylko kurde... hmmm... ( patrzy na opakowanie – ,,opakowanie nigdy nie kłamie"- ale ten krem u mnie wygląda jak piąta woda po kisielu- tak sobie porównując :D). Dużo musieli dać barwników, ale czy na opakowanie czy do nadzienia, sami już oceńcie ;) A więc zabieramy się do konsumpcji! Ma bardzo chrupiące ciastko, a raczej krakers, trzeszczy twardością ( ale nie przesadzoną ), ale jest świeży... W smaku: słonawy, lekko słodkawy, dobry naturalny krakers trzeszczy twardością. Ale to nie jest na pewno ciastko, ( całkiem inna struktura i smak ). Natomiast krem jest: zbity, tłusty, stałej konsystencji. W smaku: chemiczny, bardzo słodki, ale ma bardzo sztucznawy posmak pseudo truskawki... Masa tłuszczowo-podobno-plastelinowata, słodkawa lekiem!? Smakuje jak otoczka ta taka krucha, trzeszcząca na suplementach :O Wiecie co? Nawet nie smakuje jak chemiczna truskawka tylko bardziej jak leki :/ Dobrze jednak, że tego kremu jest mało bo jest: mdły, sztuczny, plastelinowaty itp, itd... Gorycz rozczarowania- bezcenna... 
Jedyne co jest fajne, jak się człek wgryzie... to przejście ( kontrast ) z chrupkiej konsystencji do miękkiego kremu plastelinowatego... ale nic poza tym! Ciastka znaczy krakersy trzeszczą i chrupią, ale koale mogły by być żwawsześwieższe, mają chemiczny smak, który zabija. Nigdy więcej! Sztuczne, niesmaczne, rozczarowałam się potwornie... Z kakaowym kremem były lepsze, choć też nie powalały. Tutaj jest dodatkowo dochodzi obrzydliwy chemiczny smak truskawki w plastelinowatym nadzieniu. Narzekałam na zapowietrzenie owych misi, lecz ta mniejsza ilość kremu okazała się zaletą ( Producenci wiedzieli co robią xDD). Ogółem: koale powinny być delikatniejsze, świeższe, a krem w ogóle do wymiany ( Jak nie do dupy). Pozdro!

Pomimo wspaniałego wyglądu, oprawy, detali estetycznych... To wnętrze, smak - koszmar. A więc ekhem... zacytuje tutaj idealne pasujące przysłowie, mianowicie: ,, Nie oceniaj książki po okładce ;)". Amen <3 

Nazwa: KOALA LAND- Chrupiące ciasteczka z nadzieniem truskawkowym
Marka: E.Wedel/Koala Land
Producent: LOTTE Wedel sp. z o.o.
Skład:
Dostępne w opakowaniach: ok. 41g.
Wartość odżywcza kaloryczna: ok. 510kcal/100g. ( porcja czyli pół opakowania to ok. 20,5g. czyli ok. 105kcal ).
Cena: około 2,94 zł.
Zakupiony: Kaufland

W skali miau: 2- 
 W systemie dziesiątkowym: 3/10

Rozważenie ponownego zakupu:  Nigdy więcej, choć wyglądają przeuroczo, mają piękny wygląd i opakowanie. Smak jest... okropny. W prezencie dla kogoś dla brechty tak, ale nie pozwoliłabym temu komuś je zjeść :D One powinny tylko stać na półce i ją zdobić ^^. ( Ale niestety obawiam się, że plastik byłby smaczniejszy ;)

Odpowiedz na rebus:

Zgadliście? :D

138. Danio i Danonek w jednym stali sklepie... czyli wanilia od Danone

$
0
0

Zbyt zmęczona by myśleć, a co dopiero sklecić w miarę zrozumiały wstęp ;) Zajęcia w sobotę od rana do godziny 17, wcale w tym nie pomagają :) Ajć, już tylko ok. 5 dni do domciu <3 Odliczam czekoladki adwentowe ^^. A w poniedziałek jedna z najważniejszych dla mnie kwestii zostanie wyjaśnionych, stres jest, ale ufam, że musi być dobrze :) Nie licząc, że tego samego dnia idę na imprezę zaręczynową do byłej współlokatorki z 1 roku :D To miłe, że mnie zaprosiła do swojego wąskiego grona znajomych... tylko co ja jej kupię do wieczora pojutrze/jutro!? Kasiu ratuj! ( Moja 2 współlokatorka :) 

Powtarzałam sobie za każdym razem jak je widziałam: -Ha nie kupię! Bo jadłam je, tyle, że w kubeczkach wersjach, że choł, choł... 
Jak to w życiu bywa przekorne Danonek wechnął mi się na brutala w Stokrotce do koszyka, natomiast mały głód dopadł mnie półkę dalej... Nie mam nic sensownego na swoją głupotę znaczy obronę... No jak nie!? Jedynie swoją niezdrową ciekawość >.< No bo czy wersja w pojemniczku może się różnić od saszetki? Doznałam pewnej traumy jak próbowałam Bakusie i faktycznie hmmm... ,, troszkę się różniły". Więc tak czy owak, jakąś w sumie wymówkę mam :D 

Mamy dostępne tylko wyłącznie smaki waniliowe i zero innych. Na początku muszę też zaznaczyć, że to nie jest porównanie tego samego produktu gdyż Daniuchno to serek homogenizowany, a Danonek to jogurt! Jedynie co chciałam sprawdzić, to czy Danone, z którego oba produkty mają swoje źródło, mają oddzielne granice. Już na wstępie mogę powiedzieć, że tak ;) Nic tylko zapraszam do krótkiej recenzji ^^

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

Opisałabym dokładniej, ale nie ma tu wiele do gadania xDD Na rzut oka Danio jest gęstszy, pozostawia smugi niczym gesty serek, za to Danonek jest płynniejszy, rzadszy, ale też całkiem gęsty ( ale nie jak Danio ^^). Obydwa wydają mi się raczej białawe niż żółte. Smoczuś wydaje mi się jaśniejszy, jest bielszy. Ogólnie Danonka mamy praktycznie 1/2 tego co danio, a jest droższy!? WTF!? O.o Danio, który jest skromniejszy w cenie, i bogatszy w ilości ma też więcej kalorii... No, ale serek powinien być tłustszy i gęsty od jogurtu więc to rozumiem :)
Mały głód mało pachnie, delikatnie serkiem homo waniliowym, mało słodkim, przyjemnie... Danonek zaś prawie identycznie, ale intensywniej, słodko bardziej i wyraziście, jak jogurt waniliowy. Danio bardziej pod ubitą śmietankę podbija, natomiast Danonek do gęstej śmietany :)

Danonki
Danonek ( system skojarzeń ): mało słodki, jogurtowy, kwaśnawy, waniliowy, delikatny, aksamitny i gładki. No i gesty jak na jogurt. Wkurza mnie trochę bo jest dla MUA za mało słodki. Poza tym sycący, ma coś z odtłuszczonego serka homo ze struktury. Hahaha ( uwaga spoiler ) wydaje się nie słodki przy danio xDD Całkiem naturalny, czuć bardziej przez to smak wanilii. Jogurtowy posmak jak najbardziej wyczuwalny bo ma kwaseczek mleczny nie po prostu jogurtowy xDD Sama z siebie w życiu więcej go nie kupię! Szkoda pieniędzy bo to tylko reklama; A wcale ani się nie najadłam, ani zasłodziłam- takie nie wiadomo co. Chociaż może jakieś śladowe ilości witamin dostarczyłam :D ( Łudzę się? A idźie! :D)

Danio
Mały głód... O matko... Danio i Danonek to dwie w ogóle inne planety! Jest o wiele gęstszy! O wiele słodszy! :O Ten to nawet przesłodzony się wydaje, gdzie ta słodkość tłamsi trochę smak wanilii.  Czuć ją, ale zmodyfikowaną :D Kwasku, ani trochę nie ma, mega sycący, gładki, serkowy, wręcz twarożkowy- lekko. Smaczny, ale dupy nie urywa...  Ta słodkość trochę nawet drażni ( po danonku xDD). Taki ala śmietanowy jest, za słodki, smakuje jak pseudo serek waniliowy... Noooo smaczny, ale nie jak klasyczne serki homogenizowane! Nie kupię więcej... Co prawda jest o wiele bardziej smaczny od danio bo jest znacznie bardziej doprawiony, ale tamten jest typowo dla dzieci i ma za to mniejszą kaloryczność. Tutaj natomiast słodkość mamy jak w jakimś syropie. Wole zdecydowanie tradycyjne napowietrzone serki, a tutaj otrzymałam ich zbeszczeszczoną wersję xDD Płynnym serkom mówię nie. Cukier tłamsi, naturalny waniliowy smak... A ten dziwny posmaczek brrr.... ( wzdryga się ). Lepiej wspominam te smaki i pozostanę przy wspomnieniach xDD Z czystego serca i szczerego! Nie polecam. Mimo to Daniem się bardziej zasyciłam i dosłodziłam więc dam mu wyższą ocenę :) 

P.S- jedno jest pocieszające... Ta mała, żółta kreatura wydająca dziwne odgłosy już mnie dzisiaj nie dopadnie :D Jutro będzie gorzej... xDD

Nazwa: 
Danonki, smak waniliowy, wapń + wit. DJogurt o smaku waniliowym wzbogacony o wapń i witaminę D.
Daniosmak waniliowy, Serek Homogenizowany- Serek homogenizowany o smaku waniliowym.
Marka: Danone/Danio/Danonki/( mały głód xD)
Producent: Danone Sp. z o.o.
Skład:
Waga produktu: 
Danonki- 70g
Danio- 140g
Wartość odżywcza kaloryczna: 
Danonki- ok. 88kcal/100g. ( cała kieszonka ok. 70g. ok. 61kcal ).
Danio- ok. 101kcal/100g. ( saszetka ok. 140g. ok. 141kcal ).
Cena: 
Danonki- około 1,99zł! ( a jest dwa razy mniejszy >.<, czyżby przez ową zdrowotność?)
Danio- około 1,89zł.
Zakupiony: Stokrotka

Danonki
W skali miau: 3- 
 W systemie dziesiątkowym: 4/10
***

Danio
W skali miau: 3- 
 W systemie dziesiątkowym: 5/10

Rozważenie ponownego zakupu: Nie.... głupio się wygląda jak się wysysa nabiałowe produkty... z saszetki, zresztą w kubeczkowych wersjach wydają mi się gęstsze, bardziej delikatne no i smaczniejsze. Poza tym ja nie lubię przepłacać za opakowanie, podziękuję :)

139. Kalendarz adwentowy od Disneya

$
0
0

Kalendarz faktycznie jakby z rodem z wytwórni Disneya się urwał. Jest naprawdę uroczy (małe dziewczynki się pewnie o niego zabijają). Oczywiście rok temu i mnie mama go kupiła na święta, więc na te miałam jak znalazł J Dla was zrobiłam jego profanacje i wyjęłam czekoladki ze środka na tej wysuwanej przezroczystej paletce. Z góry przepraszam za zdjęcia i śmietnik jaki zrobiłam dookoła. Ale poświeciłam się nie? Nie? (Łudzę się jak zawsze...). 
W środku znajduje się 24 czekoladki (ciekawe czemu :), a za każdym okienkiem i czekoladką ukryta jest księżniczka, a raczej jej narysowany wizerunek. Mnie wkurzało to, że moje princeski były zniekształcone, niewidoczne przez plastik w związku z czym rozpatroszyłam kalendarz i zrobiłam wszystkim gwiazdkom zbiorową słit fotę. Pewnie czekoladka o 16 kaloriach Nas nie zabije, ale już całe opakowanie przyczyni się do szoku cukrowego :D Uprzedzam pytanie- zjadłam całą naraz ( choć szczerze lubię sobie dawkować słodycze stopniowo) gdyż ważyła tylko 75g. Ale po sesji przyznaję i jej rozpatroszeniu wsadziłam ponownie te czekoladki do środka... Wiem kochani, trzeba mieć zrytą psychikę jak ja. Ale lubię po kolei odszukiwać po numerkach czekoladki i zjadać je w tej kolejności. Zawsze w gimbazie przez około 2 tygodnie dzielnie się trzymałam i zjadałam po jednej dziennie, ale w końcu w połowie wymiękałam i wyjadałam całą resztę do końca >.< Ale koniec nudnych wywodów. Zapraszam do recenzji, aczkolwiek podkreślam, od nikogo nie żądam by ją czytał (i inne) na siłę. Ja nie lubię ich czytać, to co dopiero Wy, więc sugeruje Wam: Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal i jej nie czytajcie ich, ale przejrzeć jeśli łaskawi jesteście, to się ucieszę :) 

Co do samych czekoladek jest jeden i ten sam smak- mleczny, ale za to w opakowaniach możecie przebierać ile chcecie :) 

***

Co do wczorajszego dnia, cieszę się, że napisałam tą notkę wcześniej, bo jedyne na co mam ochotę to zniknąć. Pewnie przesadzam, ale nikogo nie podniosłabym dzisiaj na duchu. Beznadziejna jestem i tyle. A łez szkoda wylewać i zadręczać wokoło ludzi. Uśmiecham się przez nie i ufam, że będzie lepiej.

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

Czekoladki są w kolorze ciemnego mlecznego brązu,  z narysowanymi i wypukłymi postaciami księżniczek z Disneya. Są drobne i błyszczące. Pachną słodko, mlecznie, sztucznawie, ale nie najtańszą polewą sztuczno kakaową, tylko jak przeciętna i niedroga czekolada :) Jak ją wpakuje do buzi to wolno się rozpuszcza. Po chwili da się wyczuć pod wpływem ciepła: słodkość, mocną mleczność  (rozpuszczając się już robi się mulasta, błotkowa, ale nie kremowo-śmietanowo, tylko całkiem przeciętnie). A w dodatku towarzyszy temu chemiczny posmak. Ma również silną nutę kakao dla dzieci. Niestety same czekoladki bardzo niewygodnie się wyjmuje, trzeba włożyć siły i wygiąć plastik z opakowaniem. Czekoladki nie są grube, mniejsze od tradycyjnych: kwadratowe i płaskie. Niektórych czekoladek nie byłabym w stanie rozszyfrować gdyby nie kolorowe obrazki w tle sugerujące przedstawiane postacie/istoty/rekwizyty. Trochę się zdziwiłam, bo poza księżniczkami mieliśmy i chociażby do czynienia z... Niee... nie... inaczej, ekhem: Uwaga but kopciuszka się znalazł :D Po tylu latach na szczęście! Poza tym natknęłam się na świecznik z ,,Pięknej i Bestii", Sebastiana z ,,Arielki" i z dziwnym kameleonem z bodajże ,,Zaczarowanej". Jak się gryzie czekoladę nie pozwalając się jej spokojnie rozpuścić z biegiem ewolucji to jednak wbrew pozorom przyspiesza się proces bagienkowego rozkładu.  Oj... miękka dosyć, obkleja buzie, przyjemna ale muli. Aczkolwiek tania sztuczna czekolada identycznie smakuje. Powtarzają się obrazki, ale w innej perspektywie :) Bo znalazłam drugiego buta do pary! Szkoda, że lewego znowu, ale nie będę wybrzydzać. Czekolada zamula po paru kostkach, ale nie jest słodsza od tej co recenzowałam tu, (Uwaga dla odważnych łaknących palącosłodkich wyzwań będzie, a może już jest w biebrze- Czekam kto się podejmie). Irytowało mnie również, że u mnie te okienka były nierówne z zawartością, (jakby cały panel plastikowy był przesunięty), przez co trudno było je wyjąć bo zaczepiałam o tekturę. Ogólnie zamulają cukrem po jakimś czasie.... bardzo, więc całej jej nie zjecie. Chyba rozumiałam jaka jest idea ich jedzenia po jednej... 
Kalendarze nie są warte swojej ceny ze względu na smak. Chyba, że za bezcenny uśmiech naszych pociech :) Co prawda, nie smak je skusi, a wygląd. Mimo to mam wrażenie, że radość chociażby z tak błahej rzeczy przyprawia niektórych z Nas (w tym mnie) o banana na twarzy. Wszelkie dziewczynki znaczy księżniczki będą zachwycone... Osobiście wolałabym kalendarz z motywem świątecznym, ale dzieci to wymagający konsumenci J Za smak nie specjalnie ocenę dobrą bym dała, ale ogólnie za wygląd. Niestety otwieranie to mordęga. Ale w sumie siadłam sobie raz na nim (nie pytajcie) i mogłam coś uszkodzić. Ten jest kalendarz fajny, ale czy dostarcza magicznego klimatu? ( Uwaga dla ludzi o silniejszych nerwach i z góry przepraszam: jakbym go dostała po miesiączce na okres 24 dni to mogłabym pomyśleć, że to wcale nie jest adwentowy kalendarz). Dla ciekawych już na ostatek wspomnę, że ,,największa" 24 czekoladka była prostokątna (i w moim przypadku niedorobiona) z rysunkiem pałacu... O tak! Bomba! Na to czekałam! Po zjedzonych tych wcześniejszych 23 czekoladkach ;)

Nazwa: Disney KALENDARZ ADWENTOWY-24 figurki z czekolady mlecznej.
Marka: Disney
Producent: IFC Germany GmbH
Skład:
Dostępne w opakowaniach: 75g
Wartość odżywcza kaloryczna: ok. 518kcal/100g. (czekoladka jedna ok. 3,1g ok. 16kcal, całe opakowanie 75g to około 389kcal).
Cena: około 4,99 zł (w promocji).
Zakupiony: Rossmann


W skali miau: 3 

Rozważenie ponownego zakupu: Poza tym ja nie lubię przepłacać za opakowanie, podziękuję :) Dla siebie raczej nie... dla chrześnicy już prawdopodobnej. Ale mimo wszystko wolałabym jej kupić z motywem świątecznym, a nie księżniczkowym taki kalendarz. Smakiem nie powala, ale frajda z otwieraniem okienek przednia :)

140. Wafle KUKUrydziane naturalne i z solą morską od Kupiec. Nowość!

$
0
0
Ileż to razy Wam mówiłam, że kocham wszelkie chrupacze? Ha milion? trylion? To zapiszcie sobie kolejny raz bo znowu to powiem :) Kocham wszelkie suchary, wafle ryżowe, słone przekąski, płatki... ogólnie wszystko co chrupie. A wafle do tego stopnia, że nie ma takich na rynku w Polsce, których nie jadłam. No-name czy nie, przewinęły się przez moje ręce. Ba nawet chciałam stworzyć taką mega notkę z porównaniem wszystkich wafli, ale przyznaję szczerze... wymiękłam :D Siostra twierdziła od początku, że to durny pomysł, ale jak ja sobie coś ubzduram... to szkoda gadać. Nikt mnie nie przegada.

Żadna nowość, bo te wafle kupiłam jeszcze w sierpniu tego roku, ba nawet miałam nie wstawiać recenzji, ale skoro kocham tak wafle, a te kukurydziane w szczególności (bardziej od ryżowych)... To chyba jednak warto napisać coś o ich kuzynach z kupca, tym bardziej, że możemy je otrzymać w mini paczuszkach. Dla mnie takie mini wersje to ideały i jeszcze o tak cieniutkiej strukturze. Odkąd je tylko pierwszy raz zobaczyłam, to po prostu czułam, że to będzie miłość od pierwszego wejrzenia! I czy była? Zapraszam do lektury :)

Dostępne są dwa smaki: NATURALNE i Z SOLĄ MORSKĄ

P.S- Teraz ponoć od listopada wyszła nowość od Kupca, a mianowicie kolejne zbożowe smaki ciasteczek! W tym bananowe, jabłkowe i truskawkowe<3 Szukam i wypatruje ich usilnie od pewnego czasu. Czemu Wam to mówię?  Bo nie chcę by znów zaistniała sytuacja, że coś niby ,,zatajam":) A więc kochani ruszajcie na polowanie, bo uwaga! JA już grasuje :D ( link1, link2)

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

Pachną pysznie: prażoną kukurydzą, trochę maślano- popcornowo. Naturalne- bardziej wypieczeniem, a te z solą- autentycznie, specyficznie solą morską (kocham jej zapach). Są cieniutkie, mniejsze niż tradycyjne wafle, a w dodatku takie żółciutko- jaśniutkie. Mają pełno brązowych łusek i drobinek (pewnie z kukurydzy). Są mocno wypieczone i dopieszczone.  
Ale zacznijmy po kolei, od NATURALNYCH: Są bardzo kruche, delikatne, trzeszczą jak popcorn. To jest forma pośrednia pomiędzy cienkimi waflami ryżowymi, popcornem, a chrupkami kukurydzianymi... Wydają się maślane, lekko goryczkowe w smaku i mocno kukurydziane. Widać i czuć zarazem, że są porządnie prażone i wypieczone. Fajnie chrupią, są świeże, ale mogły być jeszcze bardziej. Wydają się ponadto trochę żwirowate i ostre w strukturze. Mi niestety brakuje soli, ale dla fanów naturalnych, niespaczonych smaków będą idealne. Gładkie, delikatne, da się dziubdźiać odłamywać kawałeczki. Smakują mi bardzo, ale gdyby były chrupsze to byłaby poezja. A są na tyle cienkie, że mogli się o to postarać producenci. Kurde... jednak trzeba było wziąć większą paczuszkę bo są smaczne :) A jako podkładka pod jakieś kanapkowe dodatki- bomba. 
Teraz przyszła pora na smak, za którym przepadam- Z SOLĄ MORSKĄ... Nie różnią się w wyglądzie dosłownie niczym. Więc czy był sens je porównywać? Może nie, ale dla mnie to była czysta przyjemność. Są mocno prażone w smaku niczym popcorn z maślanym kukurydzianym posmakiem. Miejscami nierównomiernie są posolone. W niektórych partiach są bardziej słone, w niektórych są mniej (Niczym skupiska łupieżu), przez co czasem za słone się wydają (nie wierzę, że to piszę). Mi osobiście podobało się to doprawienie bo miałam wrażenie, że sól wyciąga prażony, goryczkowy smak wafli. Są świeże, chrupiące, trzeszczące jak piasek czy żwir. Wydają mi się trochę chrupsze, ale to pewnie zależy od partii i stopnia wypieczenia wafli (a każdy jakby inaczej). 
Mają bardziej strukturę warstwową, niż zgrudowaną, ale podkreślam są zarówno takie i takie. Mają konsystencję podobną jak styropian, ale są bardzo świeże (Co zdecydowanie na plus odnotowuję). Tutaj miejscami za słone się okazują niczym paluszki. Są bardzo podobne do wafli ekstra cienkich od Good Food, ale różnią się pomimo pozornych podobieństw: są mniejsze (nie żebym porównywała) i mocniejsze w smaku. Mają w sobie coś z grysu ;) Mam wrażenie (dosłownie) jakby trzeszczały łuski takie jakie są w popcornie. Ogólnie są bardzo smaczne, wręcz pyszne, ale niektórych może drażnić ta prażoność ( w tym lekka goryczka) i porządne doprawienie solą (czuć niemalże drobinki soli morskiej na waflach!). Ja chcę zdecydowanie więcej. Mogłyby być świeższe (choć całkiem nieźle im to wyszło) , ale posmak kukurydziany jest bezcenny. Zdecydowanie polecam wszelkim chrupaczom! Wprawdzie nie przebiły moich ukochanych ekstra cienkich, o których wspomniałam wyżej, ale zdecydowanie zasługują na wyróżnienie :) Tym bardziej, że taka malutka paczuszka nie zobowiązuje i może służyć jako dodatek do niemalże każdego posiłku. Nic tylko brać i zajadać. Bierę w ciemno!

Nazwa: Wafelki kukurydziane KUKU NATURALNE/ Z SOLĄ MORSKĄ
Marka: Kupiec/KUKU
Producent: Kupiec Sp. z o.o.
Skład:
 
Dostępne w opakowaniach: 18g -(5 sztuk), dostępne są jeszcze w podwójnych opakowaniach o gramaturze 36g -(10 sztuk).
Wartość odżywcza kaloryczna: ok. 398kcal/100g. (paczuszka ok. 18g ok. 72kcal, jeden wafel ok. 3,6g ok. 15kcal).
Cena: około 0,99zł.
Zakupiony: Stokrotka



NATURALNE


W skali miau: 4+ 

***

Z SOLĄ MORSKĄ


W skali miau: 5-

Rozważenie ponownego zakupu: Oooo tak! :3 Ja już to zrobiłam! 

141. Owocowy kubek. Kisiek o smaku pomarańczy i cytryny z nutą miodu/malin i pomarańczy z nutką imbiru. LIMITOWANY SMAK od Delecty

$
0
0

Dla Was ostatnio recenzowałam dwa wybrane kiśle rozgrzewające od Słodkiej Chwili (podlinkowane) z Dr.Detkera. Jak pamiętacie o dziwo i szokująco dobrze wypadły ;) Więc jak już siostrzyczka podarowała mi ich świąteczne odpowiedniki z Delecty z Owocowego kubka- niestety nadto pewnie się z nimi poczułam... Zbyt pewnie... I jak to bywa- skrzydła szybko zostały mi podcięte! Tutaj w tej wersji od Delecty było tylko trzy smaki, więc siostra zaryzykowała i wzięła mi dwa w tym: imbir... (ufff, dobrze, że nie goździki). Na początku zdziwiłam się jak śmiała MNIE wziąć to imbirostwo, ale po sekundzie mając wizję poprzednich deserków, powiedziałam sobie: - Damy radę! Och, gdybym wiedziała, jak będzie... To sama nakarmiłabym nimi moją Niańkę :D  No, ale nic... czemu tak przepierduję tak jak w tytule? Przeczytajcie recenzje (przeglądnijcie) to sami zrozumiecie ;)

Hurra! Nareszcie wróciłam z Toruńskiej emigracji :D Nie ma to jak w domciu <3 Myślałam, że nie doczekam, bo potwornie mi się dłużyło. Jeżeli kiedykolwiek jeszcze zwątpię czy dotrwam do następnego przyjazdu do domu, to przeczytam ten wpis. Czuję się teraz jakbym wygrała totka co najmniej. Mina mamy, której słowem nie wspomniałam o powrocie dzisiaj- bezcenna, choć mogło obyć się bez krzyków :D A więc podsumowując: Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!

Dostępne smaki:

* Owocowy kubekpomarańczy i cytryny z nutą miodu
* Owocowy kubek- gruszki i śliwki z nutą goździków
* Owocowy kubek- malin i pomarańczy z nutą imbiru

Wygląd kontra rzeczywistość:

Wrażenia smakowe:

Obniuchałam już na samym początku proszki tych kisielów, bo chciałam się zmierzyć ,,z tym" od czystego źródła. Żółty pachnie słodko pastylkami na gardło... leciutko miodowymi, albo jak herbata o smaku cytryna z miodem, tyle, że bez jej goryczki. Na dodatek rzeczywiście proszkowo (jak na proszek przystało), słodko, mało intensywnie, nie przytłaczająco, całkiem cytrusowo, ale jak herbata granulkowana do zalania. Daje sztucznawie i proszkowo, ale nie wyczułam ani krzty goryczki... (teraz po czasie wiem, że byłam ślepa)- sam leciutki i nieskażony zapach.
Pomarańczowy braciszek pachnie intensywniej, bardziej ciężko, jak odświeżacz trochę, ale nie przytłaczająco, choć już mocniej. Poza tym: proszkowo, lekko słodko, zrównoważenie pomarańczami i malinami, ale jednak te drugie się trochę przebijają (jak w herbacie smakowej, tutaj akurat malinowej).

pomarańczy i cytryny z nutą miodu
Po zrobieniu, nie powiem, złudnie znaczy ładnie wyglądają. Żółty okazuje się złotym i pięknym kolorem, nieźle się błyszczącym (ale ma za to matowy połysk). Jest barwy złoto-pomarańczowej, lekkiego odcieniu żółtka. Ponadto ma sporo jaśniutkich i kwadratowych kawałeczków owoców niemalże prawie białych. A one wyglądają jak wycięta z jabłuszka kosteczka. W konsystencji jest gęściutki; jak się miesza to pozostawia smugi, ładnie się go zakręca łyżeczką (jak budyń). Pachnie jak smakowe cytrynowe wapno- dokładnie tak samo! Raczej herbaty nie przypomina, jeżeli już to wodę z sokiem. Ma lekki wyczuwalny zapach miodu. Daje bardziej słodko, prawie wcale kwaskowato (jakby cytryna nawet obok niego nie leżała...) Ale czuć taki pseudo zapach, ale słodkawy. W strukturze leisty, aksamitny, ciągnie się, ale nie chce spadać z łyżeczki (chyba się namyśla). Po wpakowaniu pierwszej łyżeczki do buzi: uderza najpierw lekka naturalna goryczka cytrynowa jak ze skórki! Ma delikatną słodycz, ale również coś potwornego... Ma niesamowicie intensywną gorycz (100 razy gorszą niż w herbacie). Już wzięłam trzy łyżeczki do buzi i mam dosyć. Nie chcę już tego jeść! Jak rodem ze skórki ta gorycz :/ Dla fanów skórek tak, dla mnie za gorzki... i to bardzo mocno. Miód? Jaki miód!? Chyba, że w proszku... smakują jak karykatura pastylek streptilsów na gardło. Słowo nie da się tego jeść (jak dla mnie). Dziecko nie zjadłoby kisielku z taką goryczką w sobie! Owoce pstrykają miękko, gumowo jak kawałki jabłuszka, a może nawet gąbki (zbyt gumowe, a nie miękkie), piankowo-twardawe (szczerze to nawet przeszkadzają w konsumpcji). 
( 2 MINUTY PÓŹNIEJ)... Nie wytrzymam za chwilę! Goryczka mnie dosłownie katuje, w dodatku ten proszkowy posmak i wrażenia jak z cytrynowych tabletek do ssania na gardło ( których nie znoszę!). Jedynie co mi się podobało to wygląd, ale nic poza tym. Obrzydliwe! Nigdy więcej! Przy końcu myślałam ze chefnę, bo to smakowało jak płynne pastylki na gardło, albo rozpuszczone. Na serio kochani... możecie mi dopłacać, ale wolę pić wapno przez okrągły rok niż zjeść jeszcze jedno to badziewie! Podziękuję! Jest bardzo ciężki w smaku :( Żegnaj lekki żołądku...

malin i pomarańczy z nutą imbiru
Piękny, żywy, czerwony i zarazem matowy kolor, nieźle się błyszczący. Jak oba kiśle już zastygają to wyglądają jak przezroczystawy śliczny plastik (chce w tym kolorze paznokcie!). Nie ma w nim raczej kawałków owoców tylko czerwone ziarenka z malin, których jest całkiem sporo. Pachnie głównie sokiem malinowym, herbatą malinową (bez jej mocnego naparzanego smaku), kwaskowato-słodko, podobnie również jak sok/syrop malinowy z wodą. Na moje szczęście imbiru wcale nie poczułam (mwahahaha xDD). Gęsty (ale płynnawy) jak poprzedni, aż klei się do łyżeczki i nie chce puścić. Szczerze to boje się go już próbować po tamtym... Konsystencja niby ta sama. (Bierze łyżeczkę drążącą dłonią): uff... smaczniejszy, ale smakuje jak herbata malinowa. Pomarańczy ani nie czuć po zapachu, ani w smaku. Jest co prawda nasza goryczka- niezniszczalna, ale nie taka paskudna jak w tamtym. Też męczy, ale nie w takim stopniu. To ,,coś" jest tak charakterystycznego jak w herbacie posmak herbaciany- no niestety tego już nie wyeliminujemy. 
Jest mniej kwaskowaty, ale bardziej orzeźwiający. Ciężki, ale o wiele mniej od tamtego chłamu. Goryczka, która jest obecna- nie mam pojęcia czy jest z smaku proszku czy nadprogramowo, w każdym razie przeszkadza (ale w mniejszym stopniu niż w cytrusowo-miodowym smaku). Smakowo imbiru nie wyczułam, jest go mała ilość, ale czuje, że mrowi mi język. Ku memu zadowoleniu robi to w dyskretny sposób (mogłabym równie powiedzieć, że to znikoma ilość chili). Słodki lecz chemiczny i proszkowy. Ziarenek nie czuć (prześlizgują się), za to gdzie nie gdzie znajdują się maluśkie kawałki malinek jak ziarenka. Zapach malin przytłacza pomarańczowy, ale (jeśli już) coś czuć, to gorycz subtelną ze skórki. W trakcie konsumowania tego deserku, coraz bardziej wkurzało mnie to mrowienie w język... Jest smaczniejszy od poprzedniego, ale nie smaczny. Jakbym na żywca odświeżacz do auta jadła. Ogólnie sztuczny gorzkawy, wymieszane nie wiadomo co i jeszcze (trochę) jara! Mówię nie!

Nie polecam, nie kupię więcej! A fe! Dzięki Bogu nie dostałam trzeciego smaku ;) Jadłam wszystkie owocowe kubki, ale to... to jest w rankingu największych dziadostw. Co prawda i tak nie przebiją tych z żelkami na zimno (jakby ktoś horror chciałby odświeżyć- link). Mwahaha choć tam takiej goryczy nie było w taki sposób jak tu :D W tym smaku podwyższyłam ocenę za subtelny imbir i mniejszą gorzkość. Ale to tak jakbym wybierała mniejsze zło... W ogóle nie zwracajcie lepiej na nie uwagę, no chyba, że jesteście masochistami :)

Nazwa: 
Owocowy kubek- Kisiel o smaku pomarańczy i cytryny z nutą miodu, w proszku z kawałkami owoców i witaminą C
Owocowy kubek- Kisiel o smaku malin i pomarańczy z nutą imbiru, w proszku z kawałkami owoców i witaminą C
Marka: Bakalland/Delecta
Producent: Bakalland S.A
Skład:

Dostępne w opakowaniach: 30g proszku + 175g wody
Wartość odżywcza kaloryczna: 
M: ok. 56kcal/100g. ( cały kisielek ok. 205g. ok. 115kcal ).
K: ok. 56kcal/100g. ( przygotowany deser ok. 205g. ok. 116kcal ).
Cena: około 0,75zł.
Zakupiony: makro

Owocowy kubekpomarańczy i cytryny z nutą miodu


W skali miau: 1+ 

***

Owocowy kubek- malin i pomarańczy z nutą imbiru


W skali miau: 2-

Rozważenie ponownego zakupu:  A w ,,dupie" dosłownie mam taki interes! Jeżeli zachce mi się świąteczny kisiel to sięgnę o klasę wyższą ,,Słodką Chwilę Rozgrzewającą". A w stronę tych kiśli nawet nie spojrzę!

142. Mullermilch Biała czekolada i orzechy makadamia oraz o smaku karmelowego ciastka z czekoladą. Edycja limitowana od Muller

$
0
0

Nie przepadam za kupowaniem samej sobie mlek smakowych... Nie, że ich nie lubię, (są pyszne), ale przelecą po mnie i nic poza kaloriami nie mam. A w batona mogę się chociaż wgryźć ^^ Lecz mój brat kiedykolwiek nie zaszedłby do Kaufa- zawsze leci po mullermilcha. Nigdy nie rozumiałam tej jego miłości do tych mlek (tym bardziej, że żadnego prawie nabiału nie je), ale przymrużałam oko (i jeszcze do Hitów i Twixów). Za stare zdjęcia (jeszcze z maja) pierwszego mleka przepraszam, ale nie sądziłam, że je opublikuje. Kupiła mi go moja siostra twierdząc... - bo nie piłam. No, ale jak w takim razie ten drugi dostał się w moje nie powołane ręce? A no właśnie... kiedy byłam pewnego dnia z owym Pasibratem w Kaufie i wystrzelił mi jak zawsze do lodówek... Bezwłocznie po paru sekundach zawołał mnie do siebie, machając ręką w moją stronę... Podeszłam jak pies na smyczy i spojrzałam na niego pół żywym wzrokiem zombie... a on wskazując mi na nowego mullera ALA SCHOKO-CARAMEL-COOKIE zapytał się: - piłaś? - odpowiedziałam, że nie. Wtedy zrobił taką minę niepojętą jakby zarazem szoku i niedowierzania (,że jak mogłam czegoś tak fantastycznego, cudownego nie próbować!?) po czym zgaszony zapytał ze smutkiem:- nie smakują Ci prawda? ( I zrobił mi na deser taaaaką smutną minę, jakby to wyglądało, że on się nie zna na jedzeniu...) Wiecie co!? Niby ja stara baba jestem, a on jeszcze starszy chłop, ale w tamtej chwili tak mi się przykro i go szkoda zrobiło, że odkrzyknęłam wręcz: 
- NIE! Po prostu nie miałam okazji! I natychmiast wrzuciłam ,,świeżaka" do koszyka. Uwierzcie mi... jego zaciesz później był nie oceniony ( jak u małego chłopca xD) . Następnie co półgodziny mnie pytał: - Czy piłam i jak mi smakował i wiecie co? Jestem mu potwornie wdzięczna, bo kurde... chłopak faktycznie zna się na rzeczy. (To nie znaczy, że zacznę tak jak on jeść po całej paczce Hitów, zapijając ją owym mlekiem,- ale jakiś progres jest). No to zapraszam do recenzji! ^^

Dostępne smaki w wersji limitowanej, które ja kupiłam to:
Mullermilch LIMITIERT:
* WEISSE SCHOKO MACADAMIA- Biała czekolada i orzechy makadamia.
* ALA SCHOKO-CARAMEL-COOKIE- Napój mleczny o smaku karmelowego ciastka

ale jest wiele innych ciekawych wersji limitowanych :) ( Np. na zdjęciu po lewej we wstępie).

Wygląd kontra rzeczywistość:
WEISSE SCHOKO MACADAMIA

ALA SCHOKO-CARAMEL-COOKIE

Wrażenia smakowe:

WEISSE SCHOKO MACADAMIA
Pachnie ładnie białą czekoladą, mlekiem i orzechami= mieszanka zapachów bardzo apetyczna i pobudzająca soki trawienne. Koloru już nie ma tak ładnego: taki żółtaczkowy, ala brudnej barwy margaryny z mlekiem, albo śmietany. Konsystencja (raczej nie zaskakuje) zwykłego mleka; rzadka, ,,lejista", (nie ma nic wcale ze struktury z jogurtu czy maślanki). W smaku jest słodziutki, ale nie za słodki (wyważony), czuć białą czekoladę... o tak... z 1 procent!- śmiech na sali (Sami oceńcie, ale dla mnie to on mógł stać tylko obok niej) poza tym: orzechowy, ale naprawdę znikomo czuć orzechy makadamia (tak jak w ogóle wszystkiego). Za mało doprawiony... jakby wersja dla dzieci ^^
Naprawdę średni produkt i szału nie robi. Co prawda to smaczne mleczko (do ugotowania czegoś ciekawego), ale dla mnie orzechów prawie nie czuć. Biała czekolada trochę mocniejsza, lecz niestety powiedzmy sobie szczerze- najbardziej czuć tu słodkość mleka (a nie czekolady). Całkiem dobry w smaku, ale dla mnie nie smakuje pełnym mlekiem, tylko takim odchudzonym... jest zbyt wodnisty czy rozwodniony. Nie... to nie jest produkt dla mnie. Jednak za ładny zapach ładny i posmak podwyższyłam nieco ocenę. Zaniżyłam natomiast za brak odzwierciedlenia smaku jaki deklaruje owe mleko. Ambicje mieli piękne, ale nie wyszło.
I na koniec jeszcze coś ważnego dodam bo nie zasnęłabym spokojnie w nocy. Bo ten Mullermilch ma coś dziwnego- sztucznego w smaku, coś co drażniło mnie niemiłosiernie. A jak siostra mi jeszcze do kotłowała, że pachnie zapszałem... faktycznie uznałam, że ma coś  ,,takiego", ale nie umiem tego zdefiniować... Tak jak kawa ma specyficzny zapach i smak, to tak samo to mleko ma coś takiego... taki aromat chemiczności... brrrr... mnie to obrzydza, nie mogę polecić :(

ALA SCHOKO-CARAMEL-COOKIE
Muller karmelowo-ciasteczkowy? Bałam się go przetestować, bo wiedziałam, że zawód może być okrutny... Potrzebnie? Zobaczymy ^^ Mleko ma piękny kolor kawowy (mlecznej kawy). Jest rzadki jak każde mleko. Pachnie bardzo słodko: cukrowo, mlecznie, podobnie monte, albo jak pieguski, mleczną czekoladą= ajaj! cudownie <3 W trzech kluczowych słowach: słodko, kakaowo i mlecznie. Niestety karmelu nie czułam. :< Już zaczęłam się trząść z ekscytacji jak miałam go wlać do ust. A tu poczułam: zimny napój mleczny z lodówki, bardzo słodki, kakaowy, (czuć było intensywny smak mleka), lekko maślankowy... Czuć znacznie słodszy smak niż zwykle w mlekach smakowych, ale karmelu niestety nie wyczułam...
Może producenci myśleli, że jak więcej cukru sypną, to on załatwi sprawę (bo to przecież z niego się robi karmel, - jednak tutaj ten pomysł nie wypalił). W życiu nie domyśliłabym się, że to smak karmelowy... No, ale już ciasteczkowy to naprawdę udanie tu wyszedł. Bo ma naprawdę posmak herbatników czy ciasteczek. ( Przypominał mi troszeczkę płynną wersję milki Ahoy- ale to naciągana wersja :D). Baaardzo smaczny! Dla Was za pewne będzie za słodki, ale dla mnie był super ^^ Jeżeli miałabym dać jakieś minusy to: ogromny za brak karmelu. Choć pyszny i jako mleko samo oceniłabym wysoko, muszę ocenę zaniżyć... (Gdyby pisało, że jest o smaku monte dałabym 10), a tak muszę sporo zaniżyć, bo mija się z tematem. Ale czy kupię jeszcze? Ba na pewno! Ma boski kakaowo-mleczny smak podobny jak mleczne bueno (ale bez orzechów laskowych). Od dzisiaj jeden z moich ulubionych mlek smakowych *_*

Edit: P.S:Połowę mleka wypiłam solo, a na połowie ugotowałam sobie owsianko-ryżanko-jaglankę i powiem Wam nieskromnie... była genialna *___* 
Edit:Edit: Tak, tak była genialna, ale miałam po niej rewolucje żołądkowe :O

Nazwa: MullermilchLIMITIERT:
WEISSE SCHOKO MACADAMIA- Napój mleczny o smaku białej czekolady i orzechów makadamia pasteryzowany w wysokiej temperaturze.
ALA SCHOKO-CARAMEL-COOKIE- Napój mleczny o smaku karmelowego ciastka z czekoladą pasteryzowany w wysokiej temperaturze.
Marka: Mullermilch/Muller
Producent: Molkerei Alois Muller GmbH & CO. - Aretsried, Niemcy
Skład:

Dostępne w opakowaniach: 400ml=423/424g.
Wartość odżywcza kaloryczna: 
W S M: ok. 77kcal/100g. ( całe mleko ok. 424g. ok. 327kcal ).
A S-C-C: ok. 77kcal/100g. ( butelka ok. 423g. ok. 326kcal ).
Cena: około 2,89 zł.
Zakupiony: Kaufland
WEISSE SCHOKO MACADAMIA


W skali miau: 2+

***

ALA SCHOKO-CARAMEL-COOKIE


W skali miau: 4+

Rozważenie ponownego zakupu: O smaku orzechów makadamia z białą czekoladą z przyjemnością sobie odpuszczę, ale wersję karmelowego ciasteczka już nie podaruje! Muszę sobie zapas zrobić! I Jeszcze ukryć przed bratem :O

143. ACTIVIA Jogurt naturalny i suszone śliwki/i maliny od DANONE

$
0
0

Na dwa dni przed wyjazdem do domu na święta (z zapyziałego Torunia), dostałam od siostry smsa, że kupiła mi nowości od AKTIVI, a mianowicie dwa nowe smaki z czterech dostępnych. Kiedy przyjechałam do domu i oglądałam owe zdobycze w lodówce, powiedziałam zdziwiona mamie... -Kurde popierdaczyło ją, przecież to zwykłe AKTIVIE. Jakież moje było zdziwienie kiedy wynurzyła się za moich pleców i powiedziała, wzbudzając dreszcze na całym moim ciele: 
-Ty ślepy głuptasie! Nie widzisz, że są pakowane tylko po dwa, gdzie składają się z dwóch warstw: jedna to jogurt naturalny, a druga to mus na spodzie. Uwierzcie mi... tak mi się wstyd zrobiło. Za co niezwłocznie ją przeprosiłam i jej odpowiedziałam. -No nie zauważyłam różnicy, ale po pierwsze: po to mam Ciebie, a po drugie: Twój Szanowny ślepy głuptasie :D Oczywiście z smakami trafiła i dziś wiem, że jak jej ufać to już do końca! Jak ktoś jest nadal tego samego zdania co ja wcześniej, to odsyłam do artykułu --->(hurt&detal). Zapraszam do recenzji! 

Dostępne są smaki:
* Jogurt naturalny i truskawki
Jogurt naturalny i brzoskwinie 
Jogurt naturalny i suszone śliwki
Jogurt naturalny i maliny

P.S: Zdycham od nawału roboty, ale taką robotę w domu to ja lubię :) Poza tym jutro moja ulubiona część czyli pieczenie ciast i ubieranie choinki... Oj będzie się działo ;) Poleca może ktoś jakieś wybitne, wspaniałe przepisy na święta? Uruchamiam gorącą linię :D

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

Obydwie aktivie pachną kwaśnawie. Śliwkowa: kwaśno-słodko, delikatnie, słodko konfiturą, mocno jogurtem, ale wyczuwalna kwasota równoważy te zapachy. Malinowa pachnie bardziej słodko (ale nadal za mało), mniej kwaśnie, ale też tak jakby malinowym musem. Ogólnie pierwszy pachnie mi jak jogurt śliwkowy, a ten malinowy jak osobny jogurt z dodatkiem, (ale jedno co muszę im przyznać- porządnie i ładnie pachną jogurtami: ot co). Różnią się kolorami jogurtów: ten śliwkowy wsad nie jest biały tylko jasno żółciutki, a malinowy za to jasnoróżowy, w odcieniu naprawdę malinowym (im niżej tym ciemniejszy ma kolor, jakby mus farbował całą zawartość). Obie zawartości błyszczą się podejrzanie. Mus śliwkowy wygląda niezbyt apetycznie: na pierwsze oko jak sos (śliwki zredukowane na patelni i puree z nich), w barwach: brązowo-ciemno-złoto-pomarańczowych (ma prawdziwy i naturalny odcień śliwki jaki ma w środku pod skórką). Mus ma wiele różnych drobniutkich syfików/pajączków, chyba z owoców. Malina ma natomiast ciemny matowy kolor, sinoróżowy wręcz z lekkim czerwonym odcieniem (jak strupy czy tracące kolor truskawki w kompocie xD - Wybaczcie mi, nie mogłam się powstrzymać ;)

Jogurt naturalny i suszone śliwki
Słowo daję... myślałam, że jogurt (ten z wierzchu) jest o smaku napisanym na opakowaniu (lecz tak naprawdę to dopiero siostra uświadomiła mnie, że jest to smak naturalny), a na dole natomiast znajduje się tematyczny mus. Zmylił mnie kolor... jak w aktivi śliwkowej... (nie był biały). A to kurde naturalny. W smaku jak? Nieeee.... bez smaku szczególnego: nie słodki, kwaśnawy naturalnie jogurtem, słodkawy naturalnie, ma leciutką goryczkę. Jogurt konsystencji rzadszego jogurtu, no trochę zsiadłego mleka. Poza tym aksamitny, płynnawy, raczej nie gesty tylko stabilny :D Szczerze nie przepadam za jogurtami naturalnymi, ale ten jest całkiem smaczny: słodkawy, lekko kwaśnawy, czuć jego naturalność, a jogurt oddziela się od musu jak mleko zsiadłe od rzadszych płynów (ja to sprawdzałam :). Sos jest płynniejszy i rzadszy znacznie od jogurtu, gdzie on nie jest ani trochę słodki! Ma rozdrobnione malutkie kawałki śliwki, ale ich nie czuć za bardzo. Mus jest po prostu za rzadki jakby rozwodniony. Jest nawet mniej słodki od samych śliwek. Aktivia traci przez to na smaku i robi się przez niego kwaśniejsza. Nie uważam tego duetu za udany. Jako sam jogurt (z wierzchu) dałabym wysoko ocenę, a tak- dupa blada. Sos zniszczył wiele... gdyby był bez smaku- okej rozumiem, ale on jeszcze bardziej spartaczył dobry smak tego produktu. Ogólnie jest to smak naturalny i to naturalny do kwadratu, (niestety nie dla mnie!) Dla fanów naturalności, owszem. Ale dla rozpaskudzonych cukrocholików jak ja... nie radzę im próbować.

Jogurt naturalny i maliny
Od razu na wstępie mogę już powiedzieć, że jest smaczniejszy, ufff. Tak... dobrze się domyślacie, bo jest po prostu słodszy. (Ale kurde jak to możliwe?) Może to od malin? Nadal jest kwaskowaty jak poprzedni smak, ale bardziej zniwelowana ta kwaśna nuta przez delikatniutką słodkawość. Jogurt ma posmak malin. Jest rzadki, ,,ale całkiem stabilny" (czyli trzymający się kupy xD) Ciągnie się trochę. Sos jest za płynny, ale o wiele słodszy. Ma pełno pestek z malin, które trochę przeszkadzają w konsumpcji, bo są twarde i gumowe (pod zębami jakby giętkie ziarenka stawiają opór). Dodatkowo są tutaj jakby rozdrobnione kawałki malin, ale malutko w stosunku do pesteczek. Ta aktivia jest słodsza, przez co dla mnie, przy tamtym wydaje się znacznie lepsza, ale niestety i rzadsza. Tutaj już całość sprawia wrażenie spójnej, a po wymieszaniu smaki fajnie się komponują. 
No... ten smak polecam już większej rzeszy osób. Ale czy chciałabym powtarzać te doświadczenia? Nie mam pojęcia. Choć nie powiem, intrygują mnie dwa pozostałe smaki- ponieważ te, które teraz spróbowałam, znacznie różnią się od siebie. No nic, poczekam na recenzje innych blogów :) Do następnej zwykłej recenzji w niezwykły pierwszy dzień świąt <3 Buziaki :*


Nazwa: AKTIVIA jogurt naturalny i suszone śliwki/i maliny.
Marka: AKTIVIA/DANONE
Producent: Danone Sp. z o.o. - Warszawa
Skład:
Dostępne w opakowaniach: ok. 120g*2 (dwa opakowania 120*2=240g)
Wartość odżywcza kaloryczna: 
M: ok. 86kcal/100g. ( paczuszka ok. 120g ok. 103kcal ).
K: ok. ok. 88kcal/100g. ( paczuszka ok. 120g ok. 105kcal ).
Cena: około 3,49 zł.
Zakupiony: Kaufland

Jogurt naturalny i suszone śliwki


W skali miau: 2+ 

***

Jogurt naturalny i maliny


W skali miau: 3+ 

Rozważenie ponownego zakupu: Raczej nie. Nie jestem fanką odcukrzonych produktów,  no chyba, że świadomie je wybieram (Tutaj akurat tak nie było). 

***

*Edit: Moi kochani nie zapomniałam o Was nie martwcie się. Jak zwykle EGOISTYCZNIE chciałam zbudować napięcie :D Ech cóż poradzę, taka zryta psychika i nic na to nie poradzę, muszę to zaakceptować, nooo... skoro Wy dajecie radę ;) 

,, Z okazji Świąt chciałam Wam wszystkim: czytelnikom, blogerom, wszelkim hejterom oraz zabłąkanym duszom życzyć: dużo zdrowia, szczęścia, miłości, wspaniałych Świąt w gronie bliskich, radości, przyjemności, prezentów, głębokich przeżyć, byście doceniali na co dzień ile macie i na ile Was stać. Byście nigdy się nie poddawali i pokonywali Swoje słabości. Byście wybaczali, kochali i żyli. I aby w przyszłym Roku Bóg Wam wynagrodził wszelkie trudy tego ubiegającego roku. Wszystkiego najlepszego i Wesołych Świąt :3 Wybaczcie, za niechlujne życzenia, ale nie umiem ich składać i przyprawia mnie to o rumieńce... ale życzę je Wam głęboko z mojego serca...". 


Trzymajcie się cieplutko<3 i nie zapominajcie kogo urodziny Świętujemy ;)

144. Goplana Mleczna oryginalna i Mister Ron od Colian w wersji świątecznej :3

$
0
0

Czekolady z Goplany to nie jest ,,coś" o czym marzyłam co noc aby przetestować. Słyszałam wiele o niej opinii. Sama miałam jedynie jedną czekoladę mleczną w pamięci, tą z nadzieniem toffi?/karmelowym? Toffino(recenzja tutaj). W każdym razie jedynie co pamiętam, to, że dawała alkoholem bez jego nuty procentowej. Smakowała mi. Ale co więcej mogłabym pamiętać (z moją dalekosiężną pamięcią wczorajszego obiadu?). To czemu niby skusiłam się na te dwie? Przyznaję szczerze, zbieram naklejki ze stokrotki więc ich zakup był mi po drodze :3 Szczególnie oryginalnej Mlecznej. Za to na wybór tej z nadzieniem Mister Ron namówiły mnie dwie niewinne recenzje: Natalii i Magii Cukru. Poza tym mam taki ogromny sentyment do tych czekoladek Mister Ron, o które zawsze błagałam mamę by mi w sklepie wzięła na wagę, na jakiekolwiek święta (zresztą każdy pretekst był dobry): urodziny, imieniny, dzień dziecka :) Pałaszowałam je na kilogramy. Chcąc ostatnio nawet odświeżyć sobie ich smak - kupiłam egoistycznie parę sztuk tylko dla siebie. Mój zawód był okrutny... lecz o dziwo i tak mi smakowały (mwahahaha). Coś chemicznego i obrzydliwego, a zarazem tak odurzającego w tej sztuczności <3 Nadal je kocham dziecięcą miłością więc na zakup tej czekolady o tym smaku nie trzeba mnie namawiać! Jak się sprawdziły te pełne chemii i sztuczności, słodkie czekoladki w Goplanowskiej mlecznej czekoladzie? (wiem kaleczę język) To poniżej! Zapraszam <3

Dostępne z ostatniej odsłony czekolady z Goplany:
- Czekolada Klasyczna Gorzka
- Czekolada Klasyczna Gorzka z bakaliami 
* Czekolada Oryginalna Mleczna
- Czekolada Oryginalna Mleczna z fistaszkami 
* Czekolada mleczna Mister Ron 
- Czekolada mleczna Toffino 
- Czekolada mleczna Złoty Orzech 
- Czekolada Oryginalna Mleczna 
- Czekolada mleczna Choco Choco 
- Czekolada mleczna Pistachio 
* Czekolada mleczna Toffino (recenzowałam) 

Poza tym Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i jakby ktoś jeszcze reflektował na wczorajsze życzonka <3 (tu)

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

Czekolada mleczna oryginalna pachnie naprawdę obłędnie słodko, podobnie jak batonik Kinder Bueno <3  Ale kurde jest coś nie tak... Bo tak tylko z opakowania daje, jakby je samo natryskali, a sama czekolada leciutko tylko przeszła od niego :D Sama (odizolowana) już tak nie pachnie! Poza tym czuć niesamowity laskowy i zarazem mleczny, ulepkowy zapach (nadal z opakowania, a nie jak ją samą wąchamy- wtedy już inaczej, jakoś znikomo daje: mniej słodko, mniej mlecznie i bez lasowego po...pozapachu? :). Ogólnie bardzo przyjemnie, słodko, mlecznie, kakaowo (ale nie tak nieziemsko jak z opakowania, błagam jeśli kiedykolwiek będziecie ją jedli zróbcie dla mnie test czy tylko mnie to spotkało xD).
Jak za to pachnie o nadzieniu Mister Ron? O wiele mniej intensywnie (nawet z folijki!), delikatnie, znacznie mleczniej... Po przekrojeniu lekko cuksami Mister Ronami, ale wysublimowany ten zapach :D Do kupy: słodko-mlecznie-śmietankowo-ulepkowo= sztucznie, ale nie przejaskrawienie! Całkiem ładnie O.o,  mniej chemicznie od samych czekoladek (aż dziwne, wręcz podejrzane). No trochę kwaskowato, kwaskowato-słodko zresztą tak samo jak czekoladki. Ale to wszystko bardzo delikatne.
Kostki są śliczne <3 W zwykłej goplanie po 3 kostki w rzędzie, natomiast w nadziewanej tylko po 2. Na pierwsze oko niczym się nie różnią oprócz wielkością i ilością kostek. Te nadziewane wydają się jakby tylko większą wersją (złudnie). Czekolada jest ciemna, błyszcząca matowo, z małym wygrawerowanym logiem Goplany. Obok niego znajduje się fala zajmująca ½ wielkości czekoladki. (Opakowanie w trakcie opisywania tej jednej z czekolad musiałam przesunąć, bo zapach jest obłędny i hipnotyzujący).
Nadziewana czekolada ma niestety mało nadzienia. Ono samo jest spłaszczone, ale więcej śmietankowego załadowali niż truskawkowego (którego naprawdę pożałowali!). Śmietanka jest w kolorze żółtawej bieli, a smak truskawkowy zamiast rożowawego koloru to ma raczej jasny czerwonawy w przeciwieństwie do pralinek (ale to na plus, bo my nie lubimy pseudo truskawek).
Goplana, rozpuszcza się z zwykłą szybkością (nie tak szybko jak niektóre, ale i nie wolniej!). Całkiem muliście, bagienkowo, obkleja jezyk i podniebienie... Pysznie słodko, mocno mleczna, dziecięco kakaowa, (ale mocnym kakaem dla dzieci)... I co jest szokującego najbardziej w tej czekoladzie... jest obłędnie laskowa! Ma cały czas w trakcie konsumpcji niesamowity posmak orzechów laskowych! Czekolada jest w 100% laskowo-mleczna, naprawdę przepyszna! Jak monte smakuje! :O Totalna... i ma faktycznie podejrzany posmak! Mianowicie posmak czegoś mocniejszego (ale bez procentów xD), może jakiś olejków albo aromatów, ale tego nie da się zbagatelizować. Jest bezwzględnie słodka, ale nie za słodka (dla Was zapewne tak, ale dla mnie ideał bo nie przekroczyła jeszcze przyzwoitej granicy). Jak się gryzie to cięższa się wydaje, ale szybko się rozpuszcza i opatula jamę ciepłą i kremową czekoladą. Jest naprawdę genialnie mleczno-laskowa, przepyszna... Smakuje mi nawet bardziej od słodszej i szybciej rozpuszczającej się od (tej) milki. Jest mniej za słodka, wolniej się rozpuszcza, ale zapada się w tej słodko-mleczności podobnie! (To chyba ten mocniejszy posmaczek i bueno robi swoje :D) Miękka, soczysta, tłusta, z posmakiem orzechów laskowych. Naprawdę lepsza jaką jadłam! Dałabym prawie maksymalną ocenę, ale gdyby napisany były smak nie- oryginalny mleczny tylko obłędnie mleczno-laskowy. A, że nigdzie nie pisze, to muszę niestety zaniżyć. Ale co mi tam, polecam fanom ulekowych, obłędnych słodkości z nutką czegoś konkretniejszego... Takim jak ja! <3 <3 <3 Zauroczyłam się ^^
A teraz przejdę do Mister Ronowskiej czekolady... Nadzienie ma śmietankowe, wręcz mulące i bardzo słodkie, ale ma posmak leciutki, lekko wyczuwalny proszku. Kremowe i muliste nadzienie bagienkowe: bardzo miękkie. Całkiem przeciwnie do pralinek! One są bardziej suche i proszkowo chemiczne, a tutaj mamy tłustawy i miękki krem. On fajnie zakleja japę, i jest taki tłuściutki <3 Ale i niestety proszkowy w smaku, (chyba śmietanką w proszku coś jak budyń z proszku). Lecz do konsystencji nie mogę się doczepić bo jest bardzo fajna: lepka, klejąca... Ach zapomniałabym! Truskawkowy sztuczny smak jest obecny, ale nie da się mu oprzeć. Truskawka proszkowa, ale smaczna i wołająca o większą uwagę,  wręcz uzależnia. Oj jest chemiczna, ale delikatniejszy sposób wykonania urzeka. Smak mniej xD Spodobała mi się jeszcze ponadto jogurtowo-kwaskowa nuta ze śmietanki... i jak tu jej nie wybaczyć tej chemii!? Kurde, przeszła moje oczekiwania. Albo było tak dobre, albo ja miałam tak niskie oczekiwania wobec niech i zryte wyobrażenia :)
Czekolada obłędna jak w mlecznej oryginalnej więc się nie zawiodłam ^^ Bagienkowa, szybko się rozpuszcza spójnie z całością... ajajaj cudo <3 Bardzo przyjemnie zatapia się zęby w miękką czekoladę.. Ona przyjemnie rozpuszcza się z śmietankowo-truskawkowym nadzieniem, który (zapewne z wrażenia i od procentów) traci przy niej chemiczność. Nie ma tu czasu na twardość czy sentymenty... Od razu płynnie się rozpuszcza jako spójna całość. Naprawdę świetne trio albo coś więcej. Extra mlecznie-śmietankowo-truskawkowo-czekoladowe. Bardzo smaczna, ale trochę chemiczna (minimalnie, wręcz ciut-ciut, ale nie da się zaprzeczyć). Sama trochę krucha ta czekolada ( wiórki się z niej robią jak przy skrobaniu), ale przy obłędnym nadzieniu- razem świetnie smakuje. Nadzienie wyeksponowane, z jogurtowym i truskawkowym delikatnym posmakiem kwaskowatym... Jest mi chemicznie i sztucznie, ale błogo. Polecam sympatykom z dzieciństwa tych cukierków. W tej czekoladzie zachowały większą klasę niż same na wagę. Kurde, dzięki Ci czekolado :D

Nazwa: 
Goplana oryginalna Mleczna- CZEKOLADA MLECZNA
GoplanaMister Ron- CZEKOLADA MLECZNA Z KREMAMI O SMAKU TRUSKAWKOWYM I O SMAKU ŚMIETANKOWYM
Marka: Goplana/Colian
Producent: Colian sp. z o.o.
Skład:
Dostępne w opakowaniach: 90g ale! (klasyczna ma 18 kostek), natomiast (z nadzieniem ma 10 czekoladek).
Wartość odżywcza kaloryczna: 
G o M: ok. 530kcal/100g. ( kostka ok. 5g ok. 27kcal ).
G M R: ok. 555kcal/100g. ( czekoladka ok. 9g ok. 50kcal ).
Cena: promocja! Za dwie 4,50 zł :D Ale osobno po 2,39 zł :)
Zakupiony: Stokrotka



Goplana oryginalna Mleczna


W skali miau: 5-

***

Goplana Mister Ron (plus- uwzględniając mój sentyment :)


W skali miau: 4+  

Rozważenie ponownego zakupu: Wykupię i zjem co do kosteczki <3 Oszalałam :D Może od oparów kadzidła w kościele ^.^

145. Monte Balance i Monte Cappuccino Balls - jako piąty zaginiony rycerz od Zott :D Nowości!

$
0
0

No, że Monte Balance zrecenzuje doskonale wiedziałam: produkt odtłuszczony ze znikomą ilością kalorii i jeszcze od Monte... Baaa! ideał się wydaje jak słucha się tego z boku... Ale jak jest w rzeczywistości?  Szczerze, nie miałabym pojęcia... Gdyby nie ukochani hejterzy :D Ostatnio zarzucono mi, że 5-ty smak owy Monte Cappuccino Balls nie istnieje i nie zrecenzowałam go; nie dlatego, że kawy nie lubię tylko, że on ,,nie ma miejsca w naszej galaktyce". Nie? Kurde jak to nie? To ja od wieków żyję w innym kosmosie? :O Przyznaję bez bicia, dałam się sprowokować i jak na złość kupiłam go aby udowodnić, że istnieje... Tylko komu... hejterom czy sobie? :D Przecież ja za kawą nie przepadam. A może jednak coś się zmieniło? Zapraszam do recenzji :) 
P.S- Dzięki Wam kochani, znając już poprzednie smaki i mając namiastkę prawdziwego Montemogłam porównać ten deser odtłuszczony z klasykiem! Dziękuję! Cóż za gafę mogłabym popełnić bez tego odniesienia! Nic już nie zdradzam!

Jest dostępne pięć smaków: 
* Choco Balls ( kulki zbożowe w mlecznej czekoladzie ), 
* Waflee Flakes ( płatki kukurydziane w czekoladzie ), 
* Cacao Cookies ( ciasteczka kakaowe ), 
* Waflee Stick ( wafelki w mlecznej czekoladzie) 
oraz to nieszczęsne 
Cappucino Balls ( kulki zbożowe w czekoladowo-cappucinowej polewie).

Reszta smaków zrecenzowana dokładnie --->tutaj xD 

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

Hahaha no i dotarł 5 zagubiony król :D (Ale nie teraz o tym). Na początku nie mogłam pojąć czym może się różnić odtłuszczone monte od zwykłego, ale wszystko stało się jasne jak zobaczyłam kolosalną różnicę w całym wyglądzie. Na początku, jeszcze wcale nie tak wielką, ale z każdą chwilą przecierałam oczy. Klasyk jest znacznie jaśniejszy, taki beżowaty, o lekko żółtawym kolorze, a odtłuszczony jest ciemniejszy, bardziej siny w kolorze kawy mlecznej (brzydszy jest), ale ma bardziej kremowy kolor. Na początku dziwne mi się wydało, że brąz jest ciemniejszy i mocniejszy w monte balance, ale błyszczenie się ,,jak psu się... ekhem" utwierdziło mnie, że to rodzina. Monte pachnie słodko, laskowo, ale delikatniej niż zapamiętałam... Czyżby mniej aromatów? Śmietankowo-kakaowo i słodko, (ale zdecydowanie nie przesłodzenie- jak for me), mlecznie= iście montowato! (ale rzeczywiście chyba mniej chyba aromatów dają)... Choć wiecie co? Ale jaja... balans wydaje mi się, że o 1 procent mocniej pachnie. Czy on wszystko ma mocniejsze!? No szok :) Ale za to nie ma tak intensywnej laskowej nuty, (chyba orzechy uciekły przestraszone jego składem). Mimo wszystko, mało pachną.
Klasyczne monte jest bardzo kremowe, śmietanowe, aksamitne oraz gładkie. Jest geste jak śmietanka. W smaku natomiast wierzchnia (jasna) jest bardzo mleczna (aż się człek zapada w tym smaku), śmietankowa, (nie przesłodzona-subiektywne odczucie xD), ale słodziutka. I ma lekki posmak alkoholu bez niego, coś jak olejki. Pyszny, jest nienaturalnie deserkowaty, lecz taki smaczny... Coś jak mus mleczny i ma coś z ubitej śmietanki lub ukręconych białek z cukrem (takiej mocno błyszczącej). Zdefiniowałabym go jako mus lub jako gładki krem, niezwykle śmietanowy i kremowy.
Balans jest o wiele gęstszy... Bardziej w konsystencji budyniowy i obślizgły. W dodatku taki siny. Przypomina mi w postaci gesty i zimny budyń, a nie jakikolwiek mus. Jest bardziej stały niż półpłynny (jakby ktoś go jakąś substancją żelującą potraktował). Na łyżeczce bardziej czuwa (stoi) niż się rozlewa. Jest zdecydowanie mniej słodki od zwykłego monte. Poza tym ten budyń na zimno jest: glutowaty, śliski, obślizgły, ciągnie się (jak żel). Może gdybym jadła go jako pierwszego, to byłabym zachwycona, ale przy tym klasyku jest słabo, że aż żałośnie. Jest mleczny i słodki, ale przy tamtym musie ten budyniowato-podobny deser się chowa. Tamten smakuje jak kremowa poezja, a ten jak zbity i glutowaty budyń. W wiecie co jeszcze? Czekolada/,,krem" czekoladowopodobny na spodzie nie łączy się z tym budyniem (nawet on się buntuje). Jest ciemniejszy od klasycznego. Ten deser balance przez dwie inne struktury nie wydaje się być spójny. Wręcz czuć kontrast obu konsystencji. Dolna kakaowa warstwa jest za rzadka w stosunku do wierzchniego budyniu. Ciągnie się swoją leistością, mocno błyszczy swoim mocnym kolorem, ale jest jak rozwodniony sos czekoladowy... W sumie jak na sos jest gesty bo z oporem spada z łyżeczki, ale szczerze liczyłam na krem jak w klasyku.
W smaku przede wszystkim: słodki, kakaowy, ale smakuje raczej jak kakao z wodą i cukrem, a nie jak kakaowo-mleczny zawiesisty sos. Totalnie jak kakao dla dzieci rozcieńczone wodą. Jest smaczny i ma charakterystyczny posmak monte (chociaż znacznie mniejszy), ale to jednak nie to.
Za to klasyk... jak się przechodzi z kremu do ciemniejszej warstwy to nie ma różnicy w strukturze! To jeden mus czy krem- poezja! Jaśniejszy i ciemniejszy mieszają się płynnie ze sobą, jak w prawdziwym duecie (na równi). Ciemny ma smak jak kakaowa śmietanka tylko jeszcze bardziej słodszy, jeszcze bardziej mleczny z mocnym posmakiem laskowym <3 Cudo! Aż można się zapaść w smaku! Niezwykle: kremowy, aksamitny, gładki, przesłodki, kakaowy... Dla wielu będzie za słodki, ale nie dla mnie! Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie ten posmak orzechowy jest genialny! Za samo monte wystawiam wysoką ocenę, bo naprawdę nie mam do czego się dowalić! :D
Za to powracając jeszcze raz do tej odtłuszczonej obślizgłej brei... no.... jest smaczna: ma charakterystyczny posmak monte, ale przy tamtym wydaje się być glutem z pół rzadszym i ciągnącym się rozwodnionym sosem. Jeżeli chcecie się nim rozsmakować i pozachwycać to na pewno nie w towarzystwie klasyka. Kurde jest smaczny, ale podrabiany, taki sztuczny. Wole zwykłe monte, a nie takie pseudo coś, choć starania jak najbardziej doceniam. Niestety dwie główne warstwy nie składają się na zgraną całość: nie łączą się, a deser jest mniej słodki. Teraz szczerze szkoda mi pieniędzy, bo uświadomiłam sobie, że nie czułam ani grama posmaku laskowego, ani nawet orzechowego (chyba faktycznie orzechy spyliły)... Gdyby był gęstszy lub słodszy, to jeszcze jak Cię mogę... ale tak? Potwornie się rozczarowałam!
A teraz coś co zostawiłam sobie na sam koniec niczym wisienkę na torcie... Lub po prostu na deser: kulki cappuccino! No nie powiem ładnie pachną cappuccino- całkiem mocno, lekko goryczką, cierpko, szczerze to wcale nie słodko, jak takie zwykłe cappuccino w proszku. Po przekrojeniu (dla Was) widzę, że są to chrupiące- napompowane powietrzem wafelkowo/andrutowe kuleczki. Jak kuleczkowe płatki śniadaniowe. W barwie są pomarańczowo-żółtawe. Ponadto jak wspominałam bardzo napowietrzone: składają się z bąbelków powietrza i licznych dziurek. Kuleczki sprawiają wrażenie jakby były obtoczone w jakimś proszku typu kakao, (ale my doskonale wiemy, że to cappuccino). Można im zarzucić, że nie są dokładnie obtoczone, ale co z tego kiedy są tak całkiem urocze :3 Drobne i okrągłe- może nie równe jak jeden mąż, ale nie warto narzekać. Najśmieszniejsze jest, to że jak się dotnie je czymś wilgotnym (nawet palcem) to od razu jakby nasiąkały i zmieniają kolor na barwę kawy po zalaniu (coś jak kakao). No dobra! Wychwaliłam je! Więc czy ja muszę to jeść? (JA nie przepadam za kawą... Ale jestem masochistką. Dam radę... Chyba :) Jak macamy kuleczki- to najpierw co Nas uderza to jest proszek... Przedtem wszystko ubrudzi, ale się nie sypie (niestety mi jasną bluzkę ufajtolił). Proszek ma cierpki zapach. W smaku: w kuleczkach na solo (jak się je załaduje do buzi) to pierwsze co się rzuca, to jest ich cierpkość/gorzkość proszku kawowego. Miałam ochotę krzyczeć w tamtym momencie, gdyż smak był naprawdę mocny, aż gorzkawy i wykręcający buzię, ale o dziwo później... Doznałam pozytywnego szoku! Nagle smak cappuccino zaczął przygasać i ustąpił miejsca pysznej mulącej i miękkiej czekoladzie :O Że co!? Czekolada!? (Sprawdza opakowanie) kurde... faktycznie. Świetnie to rozkminili. Czekolada jest naprawdę pyszna: bagienkowa, super mleczna, świetnie połączyła się z cierpką aż kwaśną kawą tworząc przepyszne bagienko o smaku cappuucinowo-mlecznym. Niby nie chcesz jeść tych kulek, bo wykręcają twarz jak się rozpuszczają na języku, ale jak dochodzi ta słodycz czekolady oj... ciągnie i to mocno. Bo kawa ciekawie odświeża smak czekolady, a w środku znajduje się neutralny, chrupiący, zbożowy, porządny wafelek (nie ekstra kruchy, ale chrupki i smaczny). Ponadto mają leciutki zbożowy posmak. Sprawiają wrażenie bardzo lekkich przez napowietrzenie. Nie radze osobiście Wam kochani rozpuszczać ich na języku tych kuleczek kawowych bo może zabić ta goryczyka proszku. Na początku miałam wrażenie jakbym proszek Cappuccino prosto ze słoiczka jadła, ale dalej ta milkowośc czekolady: jej konsystencja- zatopiona na wafelku- poraża! Jeżeli kulki od razu gryziemy to ta gorycz miesza się pysznie z czekoladą tworząc kawową czekoladę (nie zwlekając z tym ani sekundy). Kulki ponadto fajnie pstrykają przy gryzieniu, a ta goryczka jest udanie równoważona przez przepyszną i kremową czekoladę ( jak cierpkość w deserowej czekoladzie przełamana słodkością!) 
A jak sprawdziły się w kremie? Kulki robią ulepek i zbitke. Nadają dookoła siebie kawowego smaku uwalniając go do kremu (nadając mu cappuccinowy posmak). Czekolada natomiast pozostaje na kulkach ochraniając chrupkie wnętrze. Chrupki nie rozmiękają i przyjemnie chrupią w miękkim i smacznym już ,,kawowym" kremie. Najwidoczniej proszek ma za zadanie rozpuścić się dookoła współdzieląc się smakiem z musem, a czekolada natomiast pozostać i umilić kulkom atmosferę :D Ogólnie kulki są bardzo odświeżające, pyszne, słodko-cierpko-kremowo-chrupkie. Aż dziw, że mi tak posmakowały! Wolałabym w innej wersji (ale niby jakiej?). Jeżeli jesteście zainteresowani jakby smakowało kawowe monte to szczerze polecam ten wariant! Nie przepadam za kawą, a tak bardzo mi smakowało. Mam nadzieje, że kawocholicy i słodkocholicy (dwa w jednym) rozkochają się w tym deserze. Choć dla nich może być za mało kawowych smaków :D Dla mnie było prawie idealnie! Brawo!

Podsumowując i do kupy:

Monte Balance... nie jest taki zły i jest smaczny jeżeli... Nie porównany go z klasycznym Monte! To jest jak z mięsem dla psa (wybaczcie za porównanie). Jeżeli mu damy szynkę, będzie mu smakować, ale kiedy damy mu kiełbasę, ba.... będzie szamał aż będą mu się uszy trzęsły i ponadto oblizywał całą paszczę. Więc jeżeli kochani nie rozpaskudzicie Swoich podniebień i lubicie takie odtłuszczone coś... To bierzcie, ale miejcie świadomość, że nie umywa się ta wersja do oryginału! Jedynie co zachowuje to charakterystyczny posmak monte w pewnym momencie jedzenia, poza tym to karykatura. Ale na obronę przyznam bez bicia, że podstawiłam go mojemu bratu do zjedzenia, (który szama je dosyć często) i nie zauważył różnicy, ba! poprosił o więcej (choć dla mnie samej to było barbarzyństwo). Więc jeżeli macie już kupić coś tylko dla faktu jedzenia (tutaj np. Monte), to weźcie Balance bo zaoszczędzicie sporo kalorii i tłuszczu... Ale jeżeli chodzi Wam jednak o coś więcej, o głębie smaku i delektowaniu się tym deserem... to bierzcie bez zastanowienia klasyk.

A teraz na koniec... Kochani moi wyszukiwacze, dziękuję Wam szczerze, że sprowokowaliście mnie do kupna tego Monte, bo nawet spojrzeć w Jego stronę nie chciałam. Teraz wiem, że ominąłby mnie najlepiej, najoryginalniej oraz najbardziej udany i wykonany smak z serii Monte z dodatkami. Mimo, że za kawą nie szaleję nadal to ten smak znacznie przyczynił się do przychylniejszego na nich oka, a do samego Cappuccino- to nawet do zaparzania od czasu do czasu przy znajomych. Zdecydowanie uważam go za geniusz <3 Gdzie sam pomysł na kuleczki obtoczone w czekoladzie mlecznej i obsypane proszkiem Cappuccino- był po prostu mistrzowskim zagraniem (każdy chwyt by przemycić kawę jest dozwolony). Dałabym maxa gdyby kulki miały lepszy wafelek w środku/andruta i gdybym była fanem kawy. Ale i tak gorąco polecam :)

Cieszę się, że ta recenzja potwierdza regułę: Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, oby tak częściej!

Nazwa: 
Monte BalanceDeser mleczny z czekoladą i orzechami. (Zawiera minimum 50% mniej tłuszczu niż w innych dostępnych  na rynku deserach mlecznych).
Monte Cappuccino BallsDeser mleczny z czekoladą, orzechami i kulkami zbożowymi w otoczce z czekolady i cappuccino
Marka: Monte/Zott
Producent: Zott
Skład:
Dostępne w opakowaniach: 
M B6*55=330g (opakowanie zawiera po 6 małych kubeczków po 55g)
M C B125g.
Wartość odżywcza kaloryczna: 
M B: ok. 120kcal/100g (mini kubeczek ok. 55g ok. 66kcal).
M C B: ok. 215kcal/100g (całe monte z dodatkiem ok. 125g ok. 269kcal).
Cena: 
M B- około 4,65 zł. (promocja)
M C Bokoło 2,49 zł.
Zakupiony: 
M B- Stokrotka
M C B- Kaufland 

Monte Balance


W skali miau: 3- 

***

Monte Cappuccino Balls



W skali miau: 5+

Rozważenie ponownego zakupu: Klasyczne Monte jeszcze nie raz będę obrabiać i nikogo nie będę się o nie prosić (no dobra, moja współlokatorska kupuje całe opakowania i mnie nimi karmi, ale się daję)... Wersję Cappuccino kupię bliskim znajomym jako (udany) podarunek, lecz za odtłuszczone Balance podziękuję. Jakbym dostała go w prezencie, to prawda- nie rozpaczałabym, ale sama z siebie bym go nie kupiła. (Dwa zjadłam same solo, a jeden jako dodatek do gotowanego śniadania, resztą nakarmiłam rodzinkę :) 

146. Mleczna i nowość 70% cocoa czekolada z CRUNCHY I OWOCAMI od terravita

$
0
0

Teravita nie wiedzieć czemu zawsze źle mi się kojarzyła. No jeszcze na tą ciemną z crunchy i owocami terravita 70% COCOA (pomimo wszelkiej niechęci do ciemnych czekolad) to bym się skusiła, bo nietypowa. Ale na terravite Mleczną? Nieee... Niestety albo stety ludzie zwykle dziękując mi lub mojej siostrze obdarowują Nas słodyczami. Mleczna terravita to właśnie mojej Ani prezent od koleżanki z kierunku, (której trzyma mapę w pokoju). Dziewczyna uradowana takim obrotem spraw powiedziała, że: ją lubi, mapę bezinteresownie trzyma więc musiała coś przynieść. Moja siostra powiedziała mi, że nie miała pojęcia o jakie mapy chodziło, ale coś tam pod łóżkiem ma chyba schowane. Ech kocham ją... ale czemu mi zawsze oddaje wszystkie słodycze ze studiów? A kto tam wie, co ma schowane pod czachą! Wczoraj chciała mi zrobić brukselkę z monte... Zaczęłam się obawiać o jej stan poważnie :D

Linia czekolad o wysokiej 70% zawartości kakao to sześć pozycji:
- Pełna, gorzka 70%- 90 g,
- Gorzka 70%  z pomarańczą- 90 g,
- Gorzka 70% z crunchy i owocami - 90 g,
- Gorzka 70% z nadzieniem miętowym -100 g,
- Gorzka 70% z nadzieniem wiśniowym - 100 g,
- Gorzka 70% z nadzieniem cytrynowym -100 g.

Jeżeli ktoś mnie zna trochę bliżej, to wie, że mam długi język i nie potrafię albo nie umiem zamienić z kimś tylko heja hej, choćby ta osoba naprawdę mnie nudziła... Dziś wyszłam na miasto z dawną kumpelką (po jej usilnych namowach) i myślałam, że zwariuję. Tyle znajomych spotkałam! I każdy chciał porozmawiać, przytulić, zapytać co u mnie, a nawet pomóc w byle czym. Dziwnie się poczułam, bo zawsze myślałam, że nigdy mnie nie słuchali, albo rozmawiali ze mną bym się odwaliła :D A tutaj to oni zabiegali o kontakt ze mną. Miło mi się zrobiło, bo zawsze szarą myszką w kolorowych trampkach byłam, a nawet przez pewien czas w legginsach (chcę zapomnieć :) Nawet kolega z liceum, który jest na medycynie w Lublinie chciał mnie odprowadzić do domu, ale znalazłam genialną wymówkę. Wychodziłam zawsze z założenia, że lepiej jest mieć 100 przyjaciół niż jednego wroga. Teraz jestem z tego zadowolona, bo mi jakoś łatwiej się żyję :) Mam nadzieję, że nadal tak pozostanie, obym nie miała tylko wybuchów złości, którymi potrafię wszystko zniweczyć w dosłownie dwie minuty. Nic tylko więcej rumianku i melisy popijać! No nic, rozgadałam się! Do roboty wracam :) Miłego Dnia i zapraszam do recenzji!

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

terravita Mleczna
Tabliczka składa się z 6-ciu rządków po 3 kostki. Są kwadratowe, ale lekko spłaszczone. Niestety mało apetyczne wyglądają; przypominają mi te z biebry czekolady... bodajże Alpinella (wiecie co!? Szukając linka z ich zdjęciem trafiłam na artykuł o nowym wyglądzie czekolad od Teravitty na zamówienie sklepów :O W życiu więcej nie kupię Terravity, wolę tańsze lecz w nieoryginalnych opakowaniach te same czekolady! Bo zewnętrznie wyglądają identycznie!). Czekolada raczej się nie błyszczy, jeżeli już to matowo, mlecznym kolorem, ale jej barwa jest mało żywotna. Sporo ma takiego piasku, ala pajęczyny z czekolady (takiej zeskrobanej, obkruszonej). Kostki nie są jakieś niezwykłe, są raczej płaskie, mało kuszące. Na wierzchu mają jakieś dziwne geometryczne okrągłe wzorki. Czekolada pachnie: słodko, sztucznie, chemicznie, sztucznie mleczne (jak podrabiane pseudoczekoladowe mikołaje na święta). Nie podoba mi się wizualnie i zapachowo, sprawia wrażenie plastiku i nie ma ochoty się jej jeść. Ale to nie wygląd jest najważniejszy, tylko smak! Więc bez zastanowienia wpakowałam je do buzi: wolno się rozpuszcza uwalniając mleczny smak, kurde... i to całkiem całkiem, robi się bagienkowa (jak ja pieścimy językiem). Jest mleczna i słodka, (mniej słodka od goplany i znacznie od milki), lecz za to idealne to docukrzenie. Jest całkiem silnie mleczna, kurde bardzo smaczna. Nie rozpuszcza się za szybko więc dłużej można się delektować jej smakiem. Choć sprawia wrażenie sztucznej z wyglądu oraz z zapachu w smaku jest zaskakująco bardzo dobra. Rozpuszczając się robi pyszny, gęsty mus; bagienkowy; który obkleja buzie... Lecz porównując do niektórych czekolad trochę mniej, ale nie ujmuje jej to na smaku. Zasładza porządnie, ale nie jak inne czekoladowe słodkości.
Jest całkiem miękka jak się gryzie, ale nie plastikowa. Choć może lekko stawia opór jeżeli się uprzemy (ale nie więcej jak inne czekolady). W tej mleczności fajnie się zatopić. A jak się gryzie to jeszcze szybciej się rozpuszcza w tej ciepłocie. No całkiem fajnie się już wgryza w ten mus czekoladowy. Może być za słodka dla wielu osób, ale co z tego jak jest mniej w porównaniu niż inne czekolady (co jest ostatnio rzadkością). Ponadto jak się gryzie wydaje się jakby krucha, ale potem szybko się rozpuszcza.  Choć sprawiała wrażenie bardzo sztucznej okazało się to tylko wyimaginowanymi pozorami, bo jest smaczna! Jeżeli przemożecie się z wyglądu to smak wam zrekompensuje ten defekt wizualny. Jest to całkiem porządna mleczna czekolada, szału nie robi, ale smakuje bardzo dobrze, ot co: dostałam to co chciałam. Odejmuje stopień jedynie za wizualne wrażenia i słodkość. Polecam, ale nie sięgnęłabym po nią, tylko po tańszą Alpinelle, która różni się jedynie ceną i opakowaniem. Ot taka droga na skróty :D

terravita 70% COCOA
Ciemniejsza jest ładniejsza, (tak mi się przynajmniej wydaje). W rzędzie jest po 2 kostki. Dla mnie trochę za duże: wolałabym by była drobniejsza, a nie składała się jedynie z 12 kostek na całą czekoladę. Jest też o 10g chudsza od zwykłych czekolad (ale to zależy od smaku, dlatego na wstępie wypisałam wagę poszczególnych smaków). Kosteczki są prostokątne, a nie kwadratowe, ponadto bardziej spłaszczone. Mają ładny, ciemny, brązowy kolor, całkiem głęboki. Lekko się błyszczy. Na każdej kostce jest wygrawerowane logo czekolady Terravita. Miałam wrażenie, że ta czekolada jakby w ogóle nie była spokrewniona z powyższą mleczną czekoladą. Sprawia wrażenie ładniejszej i mniej sztucznej. Od spodu po jej wywróceniu na ,,plecy" widać, że ma sporo jakiś drobniutkich kawałeczków jak: podziabane orzechy, widać gdzie nie gdzie prażone kawałeczki, (ale są zalane wiec nie widać koloru dokładnego).  To zapewne to crunchy i kawałki owoców. W środku po przekrojeniu i wnikliwej analizie widać jasne i sine chrupki. Pachnie deserowo, mocno słodko, ale jakimś wiśniowo- bakaliowym musli albo kandyzowanymi owocami, w tle trochę owsianie. Jednak najbardziej przebija się jakiś orzeźwiający zapach tropikalny, taki kwaskowaty. Jakbym miała porównać do czegoś to pachnie jak nadzienie musowe/owocowe/marmoladowe w piernikach: kwaskowato-słodko. Nie daje raczej jak deserowa czekolada, a co dopiero gorzka. Kakaowo, ale słabo.  Po sprawdzeniu jakie to dokładnie owoce są dodane uznałam, że pachnie faktycznie lekko morelami i rodzynkami. (Ale znawcą nie jestem i często mam awersję na samo wspomnienie filmu ,,Pachnidło" xDD - nie oglądajcie ).
W smaku ma charakterystyczny cierpki posmak. Jest znacznie i o wiele mniej słodka niż typowe jasne czekolady. Przy tamtej wydaje się nawet wytrawna xD (Trzeba było jeść ją pierwszą...) Rozpuszcza się wolno, (ale najważniejsze, że się rozpuszcza :D). Ma gorzkawy posmak, ale nie jakiś naturalny... Taki jakby wymuszony. Niestety nie zapadam się w tym. Mocno kakaowa, lecz raczej kakaem naturalnym. Lekka słodycz, ale bardzo subtelna i cierpka. Rozpuszcza się szybciej niż myślałam, ale też jej nie spieszno. Dodatek w postaci crunchy, które chrupie drobniutkimi posklejanymi płatkami zawiera kwaskowate drobinki owocowe: malutkie, trochę gumowe jakby suszonych owoców (nie lubię takich czekolad, a one mnie). Wolniej się rozpuszcza od innych, ale w całkiem w przyzwoitym tempie zwykłej lecz twardszej czekolady. Lekko oblepia musem podniebienie: jest delikatnie bagienkowa, ale znacznie mniej od klasycznych mlecznych lub deserowych czekolad. 
Podczas jedzenia czekolady, nieustannie towarzyszy cierpkawy posmak. Musli znaczy crunchy nie pożałowali. Czuć liczne ich tak jakby ,,okruszki". Jak się gryzie to krucha czekolada plus kruche dodatki sprawiają jedne chrupkie i suche wrażenie zlewające się w tą samą całość :D Owe crunchy wręcz wtapiają się w jedność z czekoladą (w negatywny sposób), bo nie czuć ich za bardzo. Czekolada niweluje ich smak. Kruchość+kruchość (zamaskowana) = gdzie podziały się płatki? Ale jeżeli czekoladę rozpuszcza się w buzi i przy końcu pozostają w buzi (z owym bagienkiem) to fajnie przebijają się w smaku swoją zbożowością. 
Szkoda, że dzieje się to dopiero przy końcu jak się rozpuszcza. A topi się całkiem mulasto,  więc lepiej ją sobie rozpuszczać w buzi i dopiero przy końcu gryźć bo inaczej nie poczujemy tego musli. Czekolada ma cierpki, ciemny posmak, ale mało kakaowy, (tylko taki nijaki). Chrupki zbożowe fajnie chrupią, gdzie w niektórych miejscach, ząb trafi na coś gumowego i orzeźwiającego zarazem. Kwaskowatość się wtedy przebija ale za mało w stosunku do całej czekolady. Miałam wrażenie jakby jakaś skórka była dodana bez jej charakterystycznego goryczkowatego posmaku. Jak już się trochę roztopi w buzi, to gumowe kawałki owoców nadają jej fajnego i oryginalnego kandyzowanego smaku, a crunchy chrupkości. Jest całkiem dobrze rozpuszczalna więc nie mogę narzekać... Taka o! Całkiem średnia i przeciętna czekolada, niestety nie przepadam za takimi ciemnymi słodkościami. Dla mnie sztuczna, a nie ciemna. Niezbyt smaczna i nie umiem się nią delektować. Zdecydowanie plus za: rozpuszczanie, cierpkość, ale za mało kwaskowatości, (która nadawała przyjemnego urozmaicenia) i za mało (DLA MNIE) słodka xD (Wybaczcie, zdaję sobie sprawę, że straciłaby na tym w charakterze, ale to nie moja bajka). Choć zbożowego akcentu było nawet dużo, to i tak dałabym więcej i lepiej podprażonego by wybił się ten smak od razu. Dodatki jakby nietrafione, przez co czekoladę się dla mnie bardziej gryzło niż rozpuszczało na języku. Nie polecam. Ja raczej nigdy więcej jej nie kupię, ( nawet inne smaki mnie nie kuszą, a ta z miętą to byłaby dla mnie gwoździem do trumny). Dobra, na raz na zaspokojenie mojej ciekawości. Zawyżyłam ocenę świadomie dla fanów takich smaków i mojej siostry, (której całkiem smakowała) oraz za nietypowe dodatki i połączenie. Niestety ja osobiście nie jestem w stanie jej sprawiedliwie ocenić. Czy polecam? Jako zwykły człek nie, ale jako znawca poczekam na recenzję pewnej damy, której ową tabliczkę podarowałam. Po jej zrecenzowaniu wstawię tutaj linka. Ale na razie Ciii.... :)

Nazwa:
terravita Mleczna- Czekolada Mleczna.
terravita 70% COCOA- Czekolada z Crunchy, kawałkami moreli i rodzynkami.
Marka: terravita
Producent: Terravita Sp. z o.o. 
Skład:
Dostępne w opakowaniach: 
t M- 100g
70% C- 90g
Wartość odżywcza kaloryczna: 
t M- ok. 514kcal/100g. ( kostka ok. 6g. ok. 29kcal ).
70% C- ok. 473kcal/100g. ( jedna czekoladka ok. 7,5g. ok. 36kcal ).
Cena: 
t Mokoło 1,69zł.
70% Cokoło 2,98 zł.
Zakupiony: Kaufland
terravita Mleczna


W skali miau: 4 

***

terravita 70% COCOA


W skali miau: 4- 

Rozważenie ponownego zakupu: Hmmmm... mmmm.... nie raczej nie. Nie dlatego, że nie smakuje, po prostu wolę inne smaczniejsze. Ale nie będę miała oporów by się poczęstować od kogoś kosteczką :) A jeżeli się skuszę to na wyżej wspomnianą Alpienelle ^^

147. Biszkopty smak morelowo śmietankowy oraz maltikeks smak jogurtu od dr Gerard

$
0
0

Dr Gerard?... Oszaleję... naprawdę... Co zajrzę do półki- to mam kilogram produktów od tej firmy. A dostałam je: od mojego taty ( tak były w Eurocashu w promocji), potem siostra mi dokupiła, a brat dopchał słonymi przekąskami na urodziny... Coś co wyjem, to nagle się rozmnaża w tempie ekspresowym... Jaja sobie robicie? 

Mogłabym wam wypisać całą ofertę, ( ale i tak nikt by to szczególnie nie przeczytał), więc w skrócie mamy maltikeksy w: jogurtowej, mlecznej i ciemnej czekoladzie; w gramaturach 350g oraz mniejszych 75g. Są ciastka morelowe: z polewą i bez, w tym okrągłe, prostokątne i o kształcie podłużnych tradycyjnych biszkoptów ( jak do tiramisu); pojedynczo pakowane oraz w wielgachnych paczkach po ok. 380g. Ufff... mam nadzieję, że cokolwiek zrozumieliście :) W każdym razie ich cała oferta jest naprawdę bogata... nie wierzycie...? Sami sprawdźcie :D Częściowa oferta ^^

Zwlekałam z dodaniem tej recenzji, dlatego jakość zdjęć i notatki nie jest porywająca... Ale w końcu się przemogłam :D No bo kto Was przestrzeże, jak nie ja? Oj dobra, wiem... ale jak ja się nie dowartościuje, to kto za mnie to zrobi? :) Miałam zrecenzować co innego, ale słabo się dzisiaj czułam. Następnym razem dodam coś bardziej podnoszącego ciśnienie. A teraz idę się zaszyć. Trzymajcie się :)

Wygląd kontra rzeczywistość:

Wrażenia smakowe:

BISZKOPTY Morela
Ciasteczko wiem, wiem... zmasakrowałam to mało powiedziane, ale tak to jest jak się kursuje pociągiem z słodyczami w jedną i drugą stronę, gniotąc go jeszcze chamsko w torbie. ( Wybaczcie słodycze).To biedne ciastko wybitnie najeździło się ze mną przez pół Polski. Ale do konkretów: duże wypasione ciasteczko z wierzchu polane ciemną i matową polewą czekoladową z ładnymi, białawymi wzorkami lub falbankami. Sprawiają wrażenie babcinych ciasteczek na wagę wyciąganych z regału albo te rodem z PRL-u. Składa się owo ciasteczko z dwóch pokaźnych biszkoptów, grubych, warstwowych wręcz bułkowatych, lecz sypkich (dobrze wypieczonych, może wysuszonych w środku), które są całkiem jasno złote po przekrojeniu. Z wierzchu natomiast są już pomarańczowo-sinie spieczone. Obydwa biszkopty przełożone są sporą ilością kremu, lekko żółtawego, w zawadiacki sposób pozakręcanego jak rogi pierogów :)
W centrum przekroju ciastka, znajduje się wielkości palca (no może pierścionka) konfiturka= owe nadzienie morelowe w kolorze ciemnej... bardzo ciemnej i sinej pomarańczy. Całość pachnie konfiturą pomarańczową, słodko, biszkoptowo, orzeźwiająco (od musu). Ponadto chemicznie śmietankowym zapachem, całkiem sztucznawie. Najbardziej konfiturą lub marmoladą jednak daje. Wiecie co... skład zatrważa skórę, naprawdę! :O Miałam ochotę spieprzać xD (Niepotrzebnie go przejrzałam). Polewa jest sucha, cienka i się sypie, a w dodatku biszkopty mu wtórują... Jakby wysuszone i odpadają od polewy okropnie się krusząc. W gruncie rzeczy to dobrały się te dwie warstwy. Będę szczera... to nie czekolada tylko najprawdziwsza i sztuczna polewa kakowopodobna: słodka, sucha, prawie nie kremowa (ma posmak kakao jedynie), utwardzono-tłuszczowa. Podziękować...
Biszkopt choć jest na pozór wyschnięty, to w środku jest miększy. Niestety chce się po nim pić bo staje kołkiem w gardle. Całkiem słodkawy, lecz za suchy choć w środku jest nieco lepszy. Krem pseudo śmietankowy, mocno słodki, sztuczny, chemiczny= ble... Czuć mleko w proszku i najgorszy syf :/ Kremowy, ale raczej tłuszczowy. Załamka. Na deser nasza wisienka czyli konfiturka: jest stałej i gęstej konsystencji, trochę jak zbity mus, lekko kwaśnawa... coś jak marmolada. Faktycznie morela, ale jakaś bardzo słodka, mimo wszystko czuć smak tego owocu. Nawet taka o, ale przeciętna... Ogólnie bardzo się zawiodłam! Nawet szczegółowo nie opisałam, bo po prostu brakowało mi słów. W sumie ciastko jest delikatne (jak piórko- pewnie od biszkoptów), fajnie się wgryza w krem ulokowany pomiędzy (za) suchymi ciastkami, marmoladka dodaje trochę urozmaicenia i kwasku, ale jakość przybija i ściąga na ziemie. Gdyby każda część była lepsza (w sensie mniej chemiczna i lepsza w wykonaniu) to było by całkiem fajne i porządne ciastko ( np: dla gości, które warto byłoby wyłożyć na stół). Nie polecam dawać dzieciom: sucha czekolada znaczy polewa, za wysuszone i za wypłowiałe biszkopty oraz chemiczny krem. Podsumowując w smaku tragedii nie ma, ale skład owszem jest masakryczny. Zaniżam ocenę i nie polecam. Szkoda, bo lubię takie zwykłe ciastka. A od dr.Gerarda liczyłam na więcej.
malti keks smak jogurtu
Miałam takie wspaniałe wspomnienia multikeksów z dzieciństwa... Niestety te ,,jajeczka" zrujnowały to wspomnienie :( Nierówne kuleczki, w kolorze podrabianej bieli- jasne  i żółtawe. Wnętrze herbatnikowo-krakersowe hojnie jest oblane polewą jogurtową,  o barwie zjęłczałego jogurtu lub śmietany. W środku mieści się owy napowietrzony herbatniczek, całkiem bladziutki, ale dobrze wypieczony. Wydaje mi się, że w środku ma za dużo powietrza: ma liczne szparki, dziureczeki, potęgując ten efekt w trakcie jedzenia. Co do zapachu... ale jaja! Nie pachną wcale, no chyba, że leciuśko zawszałem xD
W 1% no dobra w 10% procent je zmasakrowałam, ale wytrzymały to i zniosły lepiej od ciastka wyżej. Polewa dziwna: jakby cytrynowo-tłuszczowa, a nie jogurtowa. Chyba gdybym miała porównać: to tak jakby ktoś do jakiegoś słodkiego tłuszczu cytryny wcisnął... kwaskowkowy posmak, mocno słodkie lecz tłuszczowe... Sam herbatniczek jest wypieczony, zbity, chrupki, (bez szału), trzeszczy... ale nie poczułam owego zbożowego posmaku, czyżby zgubił się po drodze, czy był za skromny? Ale ta polewa!? Obrzydliwsza z każdym kęsem. Wręcz pseudo maślana z posmakiem cytryny. (Piłam wcześniej herbatę z cytryną wiec smaki mi się mieszają brrr... na własne zamówienie...). Polewa rozpływa się w miarę szybko, jest całkiem kremowa, ale mega sztuczna! O nie! Nie chcę więcej!
Herbatniczki zwyczajne i mało zbożowe (ja nie wyczułam różnicy pomiędzy zwykłymi, a tymi niby zdrowszymi). Jak się gryzie to miękka i tłustawa polewa, lepiej już się wgryza w herbatniczek: trochę wypłowiały, ale nadal mimo wszystko świeży. Spójnie się je, jako całość, ale nigdy bym nie zgadła ze to smak jogurtowy :/ Bardziej kwaskowy, polewa trochę plastelinowata, ale nie o tyle w smaku jak tylko w konsystencji. Ogólnie są mocno słodkie, ma się dość po dłuższym jedzeniu, jakby cukrem pudrem były dosładzane. Herbatniczki zwyczajne,  pojadłabym solo, ale ta sztuczność, którą zostały doprawione jest obrzydliwa, wręcz poraża. Wiecie co... gdyby było napisane polewa tłuszczowa o smaku soku z cytryny dałabym kurde wysoko xDD Ale tak... dupa blada. Oby więcej nigdy nie przyszło mi ich jeść. Przeszła mi całkiem ochota na wspaniałe multikeksy z dzieciństwa. Mogłam się jednak bez próbowania tego smaku. Nie polecam!
Nazwa: 
*BISZKOPTY Morela- biszkopty z kremem o smaku śmietankowym, nadzieniem o smaku morelowym, dekorowane polewą kakaową i białą.
*malti keks smak jogurtu- Herbatnik z mąki pełnoziarnistej w polewie o smaku jogurtowym.
*jedno ciastko opisane jakby ich było co najmniej dwa w opakowaniu
i jak na odwrót i na złość ** jeden herbatnik? A nie z setka? :D
Marka: Dr Gerard
Producent: Dr Gerard Sp. z o.o. - Ożarów Mazowiecki
Skład:
Dostępne w opakowaniach: 
M- 27,3g. ( W większych opakowaniach po 380g.)
m k s j- 75g. ( W większych po 350g.)
Wartość odżywcza kaloryczna: 
Mok. 432kcal/100g. ( całe opakowanie- znaczy jedno ciastko :D ok. 27,3g. ok. 118kcal ).
m k s j- ok. 486kcal/100g. ( porcja- 10 ciastek, ok. 8g. ok. 39kcal ).
Cena: 
M- około 1,50zł.
m k s j- około 0,60zł.
Zakupiony: Stokrotka


W skali miau: 2 

Rozważenie ponownego zakupu: Nie... no chyba, że je znowu od kogoś dostanę. A na samych przyjęciach pewnie rzucę się na coś innego... (Pewnie na mięsiwo po moich przejściach :) Sama dla siebie- niestety nie.

***

I na koniec by skończyć miłym akcentem ten rok... Wszystkiego Najlepszego w 2016! Oby był lepszy niż poprzedni :)


148. Deser kefirowy z konfiturą wiśniowo-jabłkową/śliwkową od Mleczna Dolina z Biedronki

$
0
0

Teraz nie przepadam za kefirami bo są dla mnie za rzadkie, ale kiedyś codziennie jadłam jeden naturalny :) Teraz wolę inne produkty. Więc jak przyjechałam do domu w listopadzie i siostra wpakowała mi je do rąk w biedronce, powiedziałam: -Nieeee... nie chcę. Powiedziałam, że jak chce, to niech je sobie kupi. Wzięła, a w domu mi je oddała. Uzasadniła swoją motywację tym, że zrobiła dokładnie tak jak sobie życzyłam, bo kupiła je jak chciała, a że je jadła, to chyba jej nie zmuszę do ponownego ich zjedzenia. Kurde... znowu mnie zagięła. Niemożliwa jest... ale dzięki niej znowu przekonałam się do tego typu nabiału, (niespodziewając się wcześniej, że może w ogóle smakować). Dlaczego? Poniżej odpowiedź. 

Dostępne smaki to:
Deser kefirowy z konfiturą truskawkowo-jabłkową
Deser kefirowy z konfiturą wiśniowo-jabłkową
Deser kefirowy z konfiturą śliwkową

Miałam nie wstawiać dzisiaj recenzji bo mnie rozłożyło... (Poza tym następna recenzja miała być inna a, znowu wyszło jak wyszło). Ale nie z powodu jakiegoś choróbska, po prostu z przemęczenia. Dałam czadu. Ponoć jestem tak blada, że wampiry z filmu ,,Zmierzch" mogą się przy mnie chować. Chyba zaniedbałam ostatnio swoją kondycję i fizyczną oraz psychczną. A sesja tuż, tuż. Trzeba się wziąść za siebie! Róż na policzkach nie zamaskuje zmęczenia! A nowy Rok to dobra motywacja! Od dzisiaj więcej dla siebie! Niestety czas w domu za szybko płynie...

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

Bardzo ładnie wyglądają! Aż sama się zdziwiłam! Jakby wcale nie zjeździły całego Torunia i 500 kilometrów przez Polskę :) (Zabrałam je ze sobą na studia). Mają prześliczne i jaśniutkie wnętrza: wiśniowy  bardzo jasny, rózowo-biały (wygląda na raczej smak truskawkowy niż wiśniowo-jabłkowy), natomiast śliwkowy też jasny, ale białą żółcią. Apetycznie i naturalnie pachną: pierwszy kwaskowo, lekko jogurtem, przyjemnie i orzeźwiająco, może nie nie jak typowy jogurt naturalny, ale jak dobry i nieprzetworzony nabiał. Trudno określić jaki to zapach, W tle czuć delikatnie jabłka, ale głównie czuć jogurtowość. Powiedziałabym, że pachnie jak truskawkowy całkiem naturalny smak, (ale wiem, że albo miałam zatkane dziurki albo naprawdę już za wiele rzeczy miałam na głowie :D) Drugi mniej silnie pachnie: również w tym mniej jogurtowo, kwaskowo. Natomiast bardzo lekko śliwką, jogurtem (bez kwasku! a w śliwce spodziewałam się go więcej). Szukałam owej konfitury na spodzie, ale długo nie znajdowałam tylko wielkie kawały owoców? Znaczy duże fragmenty rozdrobnionych owoców... Może to konfitura jest w takiej postaci? W pierwszym owe owoce są: sino-rózowe, wyglądające jak kawałki rozgniecionych truskawek albo galaretka z dżemu truskawkowego! W drugim za to: sino-brązowo-fioletowo-zielone kawałki rozdrobnionych śliwek albo powideł... już sama nie wiem. Dalej miałam wrażenie, że to siny pomarańcz, taki mocny szary morelkowy. Kompletnym zaskoczeniem była dla mnie struktura tej konfiturki: pierwszy raz coś takiego widziałam... Gładki ładny jogurt, a w nim jakby posklejane kupki owców :D Naprawdę bardzo fascynujące!

Deser kefirowy z konfiturą wiśniowo-jabłkową
Sam jogurt jest w smaku głównie kwaskowaty, naturalny, w związku z czym przyjemnie orzeźwiający. Jest mało słodki (coś dla przeciwników tego składnika) więc nie jest to typowy deser. W konsystencji: aksamitny, gładki, całkiem gesty jak na kefir... Ma mocny posmak jogurtowy naturalności! Ah i najważniejsze! Po bokach miałam sporo serka lub śmietanki, która się wytrąciła xD (No teraz mogę spokojnie dalej recenzować). Kefir jest raczej jak jogurt w konsystencji: nie za rzadki, nie za gesty. Kefiry głównie kojarzyły mi się z rozrzedzonym i płynnym jogurtem, (rzadszym od maślanki, gęstszym od mleka), tutaj nie ma tego zjawiska. W smaku jest to przede wszystkim czysty jogurt (nie ma określonego smaku), jest po prostu: delikatny, lekko słodkawy (naturalnie), ale jak dojdziemy do słodszych powideł ukrytych niżej... One są lekko słodsze, miejscami kwaskowate, całkiem soczyste i owocowe. Owoce są giętkie, a nie gumowe przez co przyjemnie przeplatają się z naturalnością jogurtu (jak dżem wymieszany z jogurtem- tylko o wiele mniej słodsze tu w tym przypadku niż po dodaniu go samemu). Konfiturka spójnie rozpływa się z jogurtem tworząc harmonijną całość. Fajne jest to przejście z gładkiego jogurtu do galaretkowatych owoców, które się rozpuszczają jakby były konsystencji kremu. Deser kefirowy ma bardzo dobry jogurtowy oraz śmietankowy posmak... Naprawdę polecam. Dla mnie powinien być słodszy (na swoją obronę powiem jedynie, że jest zima i cukru potrzebuje więcej niż  całym roku), ale i tak mi smakował... Wiec to musi o czymś świadczyć! Uwagę mam tylko do owoców, bo smakowały naprawdę lekko jabłkami, a bardziej wiśniami. Być może zostałam zmylona (bo była za mała zawartość cukrów bym mogła naprawdę je poczuć i poznać :) Ogółem zaniżyłam ocenę bo za mało smakował owocami czyli owymi jabłkami i wiśniami. Gdyby jeszcze tak miał ich całe kawałki to byłabym wniebowzięta! A tak jedynie jestem zadowolona xD Mimo wsjo, polecam :)

Deser kefirowy z konfiturą śliwkową
Na wstępię muszę Wam wyznać: Kocham śmietankę wytrącającą się po bokach albo na powierzchni nabiału. Dobra, a teraz do rzeczy! To jest ta sama historia w opisie kefiru jak w poprzednim smaku, ale po krótce powtórzę: mało docukrzony (jak nie wcale), ale subtelnie słodkawy naturalnością... Kwaksowaty, świeży, mocno jogurtowy, aksamitny i błyszczący. Struktura dziwnie gęsta jak na kefir. W smaku natomiast ma pyszny delikatny posmak śliwkowy, bez jego przytłaczjącej nuty. Bardzo naturalny i subtelny w smaku! Dla fanów naturalności, pychotka! Konfitura rozpływa się w ustach: galaretkowata, owocowa, świeża, śliwka w cięzkości nie przypomina śliwki (bo nie jest tak zawiesista), miejscami czuć skórkę. Naprawdę ten mus i jogurt spójnie rozpływają się w buzi jako jedność. Jakby ktoś mi do jogurtu prawdziwego musu owocowegi dodał. Genialnie się to łączy. Naprawdę mocno śmietankowy w smaku.  Poza tym... drugich tak wytrwałych  produktów nabiałowych to nie znam! Słowo daję... Myślałam, że nie żyją i sieczkę z nich zrobiłam, a tu takie pozytywne zaskoczenie :) Dałabym wyżej, ale jak na deser są za mało słodkie i za bardzo naturalne. (Oj no co!? Musiałam się do czegoś doczepić). Poza tym w trakcie ich jedzenia nie miałam czegoś takiego, że bym jadła i jadła, aż bym pękneła. Ale są smaczne! Zabrakło mi głównie słodkości i czegoś na ząb. Dałabym może więcej jeszcze tej konfitury... Ogólnie bardzo dobry produkt, ale nie zajadałabym się nim na śmierć :D Obydwa wydawały mi się jakby miały nutę mleczności... oszalałam... Ale naprawdę mi smakowały! Polecam, bez dwóch zdań i to o wiele bardziej jak ostatnio recenzowaną aktivię! Gdybym się wyłącznie zdrowo odżywiała zagościły by do mojego menu :) 

Nazwa: DESER KEFIROWY Z KONFITURĄ WIŚNIOWO-JABŁKOWĄ/ŚLIWKOWĄ.
Marka: Mleczna Dolina/Lactalis/Jeronimo Martins 
Producent: Lactalis Polska Sp. z o.o.
Skład:

Dostępne w opakowaniach: ok. 150g.
Wartość odżywcza kaloryczna:  ok. 108kcal/100g. ( opakowanie ok. 150g ok. 162kcal ).
Cena: około 1,39 zł.
Zakupiony: Biedronka

W skali miau: 4+

Rozważenie ponownego zakupu: Jeżeli będę miała ochotę na jakiś orzeźwiający, owocowy, ale delikatny nabiał, z pewnością po nie sięgnę ;) I to po trzeci smak, który mnie ominął :D

149. Bożonarodzeniowy Mikołaj oraz czekolada Wielkanocna od Milki- Czyli akcja wyjadania świątecznych słodyczy!

$
0
0

Ponoć jak chce się rozśmieszyć Pana Boga to trzeba mu opowiedzieć o swoich planach. Dokładnie tak się poczułam jak zaplanowałam sobie, że zestawię w recenzji produkt Bożonarodzeniowy z Wielkanocnym od milki... Ale jak mówi inne powiedzenie: Człowiek planuje, Pan Bóg krzyżuje..Gdy już pięknie spisałam recenzje i miałam już ją publikować dwa dni temu wieczorem zamiast ostatniej z kefirami... siostra wpadła do mojego pokoju (jak zdychałam jako zombie przed ekranem monitora pisząc pracę licencjacką) i zaczęła wymachiwać dziwną paczką w ręce (Zdjęcie po prawej). Zmęczona nawet na nią nie spojrzałam, więc skutecznie ściągnęła moją uwagę-pierdykając mnie ową paczuszką w łeb. Wkurzona już miałam jej oddać, gdy podniosłam tą brutalną rzecz. Otworzyłam oczy, a w głowie zaczęło mi się kotłować. Odruchowo spytałam: - Co to? - odpowiedziała mi oburzona - Wysępiłam od taty, ale jak nie chcesz to nie! Minęło parę sekund zanim dotarło do mnie co się zadziało więc szybko ją zawróciłam. 

Tylko kurde co zrobić... recenzja spisana... a tu kolejne produkty z paczuszki. Kiedy ochłonęłam doszłam do wniosku, że świat się nie zawali i po prostu zrecenzuje to na dwa posty. W tym porównanie owego mikołaja, zaś w następnym pod mikołajem dodam jedynie linka do tej recenzji, a resztę słodkości zrecenzuje normalnie. Po co Wam to piszę? Nie wiem, może chciałam podzielić się skromnie moim geniuszem, albo po prostu lubię się tłumaczyć. A kij tam wie, co siedzi w mojej głowie.

No nic, zapraszam do recenzji: Milka Alpenmilch Lait Milk (czyli Bożonarodzeniowego Mikołaja) oraz  Milka Happy Easter (mianowicie Wielkanocno-zajączkowej czekolady).

To cud, że mam jeszcze całego palca. Włączył mi się niechcący blender gdy go odkładałam. Cały blat we krwi, ale palec żyje. Modliłam się by odzyskać czucie no i wróciło. Więc proszę Was, zawsze cokolwiek robicie to odłączajcie z prądu jak kończycie pracę. Bo konsekwencje głupoty mogą być straszne. 

P.S- Macie może jakieś magiczne sposoby na wzmocnienie się w tym organizmu? Będę wdzięczna za wszelkie pomysły i rady :)

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

Milka Alpenmilch Lait Milk
Mikołaj jest w kształcie mikołaja! Ha nie spodziewaliście się! Podoba mi się, że genialnie odwzorowali mikołaja z opakowania, a nie jakieś pseudo rysunki własnej interpretacji, albo co gorsza np zając wielkanocny, co osobiście raz mi się zdarzyło :D Więc zdecydowanie na plus! Wszystko pięknie odwzorowane. Pachnie typowo: za słodką alpejską i mleczną czekoladą. Czekolada jest jasna brązowa, w kolorze mlecznej kawy, no dobra niech będzie... o smaku orzechowym :) Jest jednak trochę ciemniejsza niż zapamiętałam. Błyszczy się matowo. Mikołaj jest idealnie oblany, odpowiednią ilości czekolady (nie ma tak, że gdzie nie gdzie jest jej za mało)- choć w niektórych miejscach jest grubsza, a w niektórych lekko cieńsza, ale nie cieńka. W związku z czym jakby upadł pewnie by przeżył (stabilne i grubsze ścianki). Nie pożałowali pięknej i gładkiej czekolady. Całość jest zbita i porządna. W smaku klasyczna milka (tu mogłabym zakończyć jej recenzje) : za słodka, ulepkowa, obłędnie mleczna i docukrzona, aż się zatapia człowiek w tych stopniach coraz głębiej. Bagienkowo się rozpuszcza, bardzo szybko nie zwlekając. Muli i obkleja gęstym błotkiem, a raczej mułem buzie. Jest przesłodzona, ale to proporcjonalnie z mlecznością. Ekstra się roztapia jak krem.  
To jest zwykła typowa milka i niczym się nie rożni od klasyka (oprócz rozmiarem i kształtem). Wiecie takie cieńsze fragmenty zawsze mniej mi smakowały, ale teraz nawet bardziej bo łatwiej się rozpuszczały (w trymiga). Jednak sama milka ma coś w sobie sztucznego (ale dla mnie to jest tak czymś oczywistym jak: w herbacie posmak parzenia, a w alkoholu posmak procentów). Dodatkowo ta tłustość- mleczność i słodkość... oj miękko się gryzie. Z każdym kęsem robi się jeszcze bardziej mleczna, aż muli po garach (ale nie samym cukrem tylko na równi z mlecznością). Jak się gryzie to się kruszy czekolada, a nie zatapia się w niej zębów, (ale zaraz bardzo szybko się rozpuszczała). Smaczna, ale troszkę sztucznawa i zamulająca. Powiem tak: smaczna, lecz przesłodzona i całkiem zwykła. Nic mnie nie zaskoczyło, a w środku zabrakło mi niespodzianki, na którą milka mogła sobie pozwolić. Za kształt plus. Polecam fanom milki, ja raczej więcej się nie skusze bo to normalna czekolada, którą mogłabym kupić w kształcie zwykłej tabliczki taniej. Taka ocena, a nie inna bo nic nadzwyczajnego nie odkryłam. Mimo wszystko milkę lubię :) Dla wielbicieli milki ten mikołaj wystarczy im do szczęścia ^^ 

Milka Happy Easter 
Milka jak milka, ale fajna bo w wydaniu wielkanocnym. Po 3 kosteczki na rząd się mieści w 5-ciu kolumnach. Jest to mleczna, w miarę jasna i ładna czekolada. Połyskuje matowo. Na każdej kostce znajduje się wybrzuszony i wymalowany białą czekoladą zajączek ^^ Ona w barwie trochę jasnożółtawa niż biała. Milka perfekcyjnie wygląda. Nie ma tutaj żadnych surpisów wewnątrz czekolady w środku (brak dodatków). Biały dodatek jest tylko na wierzchu w postaci wielkanocnego zwierzątka (wbrew pozorom nie kurczaczka ani baranka <3). Czekolada pachnie mocniej niż zawsze: bardziej słodko, bardziej ulepkowo (za pewnie od białej), poza tym: mlecznie, alpejsko i przecukrzeniem xD Ogólnie najmocniejszy jest przesłodzony mleczny zapach czekolady, tak jakby ktoś kontrast zastosował, albo nasycenie czy przejaskrawienie :D Jeżeli chcecie dać rozwód zajączkowi i czekoladzie to ciężko będzie to zrobić. Trza nożem podważyć; odpadnie, ale nie w całości, mimo to nawet odchodzi wiec było okej. Jak się je tak oderwane to widać, że trochę pożałowano tej białej czekolady (w sumie znając dalszy przebieg wydarzeń- to dobrze). Ta sama biała część w postaci czapy czy figurek przypomina mi mini czekoladki adwentowe.
Mleczna (brązowa) Milka sama smakuje jak milka, nie rozpuszcza się mega szybko, trzeba na początku trochę jej dopomóc, Rozpuszcza się o dziwo trochę wolniej. Za to: mulasto, słodko, bardzo mlecznie. Wydaje mi się mniej słodka niż zawsze, bo nie pali o dziwo. Ma głęboki, mleczny posmak alpejskiej czekolady... Ale czy można się w nim zapaść jak większości produktach od milki? Chyba mniej niż zawsze. Nie wiem czy to jakaś starsza wersja, albo stara receptura, ale nie wydaje mi się być tak przesłodzona jaką zazwyczaj miałam okazje jeść. Bagienkowa, mulasta, ale mniej niż zawsze. W sumie podoba mi się ta mniejsza słodkość... ( kurde, ale to być może moje kubki smakowe już się przyzwyczaiły do tej słodkości przez co nie wyczuwam jak jest mocno słodka! Oby nie! Bo się załamię :/). Jak się gryzie to kruszy się miękkawo, ale dopiero po paru sekundach rozpuszczała tworząc pyszny mus,
Biała czekolada o dziwo wolniej (nieprawdopodobne zjawisko w milce) się roztapiała. Jest bardziej: sztucznawa, słodka w smaku i kurde ma dziwny posmak przerysowanej i trochę kiczowatej białej czekolady... Taki tłuszczowy... Za słodka, aż muli. W tej mleczności białej czekolady można się zapaść... ale nie koniecznie w dobrą stronę :/ Moim zdaniem brakuje jej trochę do mlecznej i jest znacznie słabsza. Ku memu zaskoczeniu, nie posmakowała mi :< ( a ja kocham białą czekoladę, buuu...).
Czekolada na szczęście mleczna dominuje nad białą w smaku (bo jest jej po prostu więcej). Na początku jak się rozpuszcza w buzi to z wierzchu wpierw czuć lekko białą, dopiero (lecz niezwłocznie) po paru sekundach jej smak już miesza się z mleczną. Jedynie w czym dopomagają zajączki to zamulić (skoro mleczna nie podołała). Ciesze się, że w sumie więcej jest mlecznej. Na koniec po rozpuszczeniu białej, to tylko ona pozostaje. Ogólnie jak się je całą czekoladę to muli. Trzeba się w nią też wjeść. Jak się gryzie, a nie rozpuszcza w buzi to ma się wrażenie, że jest bardziej sztuczna. Ale jeżeli damy się jej roztopić naturalnie to czekolada przywiera gęsto w buzi mułem. Biała czekolada zasładza i pali, niszczy trochę smak całości, ale na szczęście nie jest jej za wiele. Szczerze, jest ona zbędnym dodatkiem. Wolałabym już zajączki murzynki z deserowej czekolady. To nie jest czekolada, którą kupię ponownie, chyba ze dla kogoś w prezencie. Zawiodłam się, bo wygląda fajnie i oryginalnie, ale smak... przejadł się i trochę tutaj kuleje... Szkoda. Nie mogę polecić, ale milkę nadal lubię i będę jadać na kilogramy, no może nie koniecznie ten smak :D

Nazwa: 
Milka Alpenmilch Lait Milk- Czekolada mleczna z mleka alpejskiego.
Milka Happy Easter- Czekolada mleczna z mleka alpejskiego i biała czekolada.
Marka: Milka/Mondelez
Producent: Mondelez Polska S.A.
Skład:
Dostępne w opakowaniach: 
M A L M- 60g.
M H E-  100g.
Wartość odżywcza kaloryczna: 
M A L M- ok. 535kcal/100g. ( cała figurka ok. 60g. to ok. 321kcal ).
M H E- ok. 530kcal/100g. ( porcja ok. 20g. ok. 106kcal ).
Cena: 
M A L M- 4,99 zł.
M H E- o 3,31 zł.
Zakupiony: 
M A L M- Kaufland
M H E- Eurocash

Milka Alpenmilch Lait Milk (Mikołaj)


W skali miau: 4+ 

***

Milka Happy Easter   (Czekolada zajączkowa)


W skali miau: 3+

Rozważenie ponownego zakupu: Nie. Milka ma tyle pysznych i zdecydowanie lepszych: czekolad, smaków, odsłon, że szkoda mi czasu na powtarzanie tych ,,standardowych" doświadczeń. Wolę zapolować na inne :)

150. Hi) Alpino Piernikowa kanapka smak truskawkowy i jagodowy od Mokate

$
0
0

Pewna osóbka kupując mi te tanie pierniki chciała aluzją mi zrobić złośliwość, NIESTETY nie udało się jej :D Cena, ceną... tanie, ale ja lubię wszystkie słodycze. Nawet te chemiczne czy podrabiane więc się nie zraziłam tak łatwo. Tym bardziej jak zobaczyłam jakie są wielkie, aż grubaśne po 60 g. Już po samym estetycznym zapoznaniu byłam pewna, że są milion razy lepsze niż te syfiaste i drogie z Torunia (nie, nie jest tak źle, ale te słowa są zabarwione emocjonalnie moim stosunkiem do tego miasta. Znaczy są za drogie, ale nie smakują jakimiś szczochami). Lecz największym zaskoczeniem dla mnie było jak rzuciłam okiem na informację na temat producenta. Jak myślicie? Tych: skromnych, trochę flejowatych pierników za niespełna złotówkę... okazało się, że samo Mokate z Czech <3 Moja siostra jak jej powiedziałam to od razu pod nosem zaczęła wyklinać, że ich sobie nie kupiła i chciała je wysępić ;) Ale ja nie zamierzałam się dzielić... No w końcu należy mi się! Pamiętam jeszcze te czasy kiedy ja na pierwszym roku wydawałam na kosztowne i przereklamowane pierniki w Toruniu i całej mojej rodzinie przywoziłam do domu. W związku z czym obiecałam jej, że kupię jej za rok :) Co do samych pierników, sprawdziłam czy faktycznie sprzedawane są jakieś owe pierniki w Czechach od Mokate. No i są, takie na stałe i typowo świąteczne (głównie wielkanocne xD- na załączonym obrazku po prawej). Czy Mokate dobrze się pokusiło na nowości w swoim asortymencie? Czy może to strzał w kolano? Powinno to przejść w Polsce? Zapraszam ^^ 

Dostępne smaki jakie były AlpinoPiernikowejkanapki to:
- kanapka o smaku truskawkowym.
- kanapka o smapiku jagodowym.

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

Pierniki są tak wielkie i pomimo napompowania sycące, że nic nie musiałam dojadać z reszty słodyczy, nabiału, przekąsek (czegokolwiek).
Pierwsze co mnie uderzyło to zapach po otwarciu dosłownie luki, szparki opakowania. Ha aromat! Ale nie jakiś zbytnio chemiczny, choć intensywny: bardzo mocny piernika, dosyć słodkiego, wymieszanego z marmoladą truskawkową i z lekko miodową nutą. Jest to słodki ulepkowy zapach ciastek typu pierniczki, który aż woła by go spróbować! Jagodowy trochę lżej pachnie: mniej słodko, ale bardzo podobnie- nie ma szczerze się jakiś większych różnic doszukiwać. W całym pomieszczeniu było je czuć tylko po samym otwarciu folijek, ale na szczęście przypraw korzennych zabrakło, ufff...
Po wypakowaniu ukazały mi się dwa ogromne, podwójne i walcowate o bujnych kształtach pierniki= olbrzymy. Większe niż nie jeden kawałek ciasta. Owe spłaszczone walce trochę niechlujne, (no dobra... niechlujne i niedopracowane) wyciekały konfiturą tu i ówdzie. Mimo wszystko (wszelkich niedociągnięć) uznałam je za urocze. Dziwne wyglądają bo składają się z dwóch warstw pierników przełożonych nadzieniem owocowym (to wygląda jakby ktoś wziął jeden bochenek chleba przełożył drugim, a skleił to musztardą). Warstwy piernika są dobrze napowietrzone, poza tym całkiem pomarańczowawe i lekkie... To one głównie stanowią dobre 90 procent tego batonu znaczy kanapki. Konfitura/nadzienie o smaku truskawki jest ciemne, bardziej w kolorze ciemnej maliny niż truskawki. Wygląda jak marmolada. Dosyć cienka ta warstwa, ale być może jest bardzo słodka (co przełożyło się na jej ilość). Jagodowa nie wiele się różni... Szczerze to prawie wcale... tak samo skromna ilość nadzienia muśniętego pomiędzy piernikami, ale ma fioletowy, lekko ciemniejszy odcień. Czekoladowa warstwa z wierzchu, a raczej polewa jest znikomej ilości, ponadto: kruszy się, pęka, odpada od piernika, a wiec jest za sucha. Poza tym raczej nie zachwyca. (Kurde... byłam tak napalona na te pierniki, że odmówiłam dwóch kawałków sernika domowej roboty... Warto było wieśniaro?!). Niestety z jednego niezbyt schludnego piernika gęsto wypłynęło mi nadzienie owa konfiturka, która była lepka i bardzo się błyszczała dając mi po oczach. 
Czekolada polewa okropnie się kruszy jak się ją podważy. Niektórzy powiedzą, że łatwo natomiast. Fakt odpada od piernika, ale z jego skórką co nie jest zbytnio pożądane. Pierniki w ogóle są nierówne i nie kształtne, ale w jakiś sposób takie urzekające w tej nieporadności. Po wpakowaniu owych skórek (jak te z mandarynek) poczułam mało rozpuszczalną sztuczną polewę: tłuszczowo-kakaowo margarynowatą. Zapomnijcie o jakimkolwiek rozpuszczaniu. Smakuje jak mieszanina tłuszczu, cukru i kakao... Nie powiem, że jest obleśna, ale bardzo sztuczna i chemiczna jak w najtańszych słodyczach. Taka margarynowato-sztuczno-kakaowopodobna i sucha, nie! Polewa ma lekką goryczkę... przynajmniej nie od przypraw :)
Konfiturki jest mało, tym bardziej w stosunku do piernika, (który zajmuje trochę przestrzeni). Jest mocna w smaku: jak marmolada, bardzo słodka, truskawkowa (w tym o truskawkowym smaku), kwaskowa od truskawek (ale nie ma przegięcia), smakuje jak zwykła marmolada truskawkowa tyle, że ta tańsza. Jagodowa konfitura w konsystencji jest taka sama, choć smakowo bardziej słodka, mniej kwaskowata i ma posmak sztucznawy jagody. Taki przejaskrawiony. Szczerze ta marmolada jest ,,taka o"- gorsza od truskawki (albo po prostu więcej truskawkowej chemii przejadłam to mnie nie rusza :)  Poza tym w konsystencji jest: lepka, klejąca i nie gładka. Ten kwasek, który się czuje to idealnie rozważy mocną słodycz- całkiem sprytny zabieg. Na sam deser owy piernik... W strukturze: ,,trochę" wysuszony, gumowy, jakby parę dni poleżał w chlebaku. W smaku słodkawy i smakuje faktycznie jak piernik (eureka)! Nawet lekko miodowy. W jego smaku nie mam się co przyczepić, bo czuć smak kultowych ciastek, wypieczenia i lekkiej słodyczy, ale konsystencja załamuje. Jakby przeleżał i wysechł. Jest wypłowiały, stary, ale całkiem smaczny. 
Wstyd przyznać, ale jak go przekrawałam to myślałam nawet, że to podniecające, że tak przyjemnie i ciężko zatapia się nóż w tej kanapce. Teraz wiem po prostu, że ten piernik był stary xD Polewa jest zdecydowanie najgorsza z całej kanapki: nie ma żadnych plusów. Piernik za suchy, jakby stary i wypłowiały, ale smaczny i piernikowy w smaku. Za konsystencje, niechlujność i budowę daję minus, ale za mocarność plus. Marmolada truskawkowa lepsza, ale obie całkiem nieźle wypadły. Może dlatego, że są takie słodkie... Ale pożałowali ich znacznie w stosunku do całości.
Całą kanapkę, a raczej bułę ciężko wpakować do buzi. Nie tak łatwo jest ją ugryźć. W smaku komponuje się całkiem przyjemny truskawkowy/jagodowy posmak słodko-kwaśnawy konfitury z piernikiem... I nawet polewa gdzieś się chowa. Niestety człowiek fundując sobie tak szeroką przekąskę- brudzi się i ukleja wszystko dookoła. Smak konfitury o dziwo dobrze się przebija, a polewa się maskuje. Piernik pomimo wypłowiałości smakuje. To nie rzuca się jakoś potwornie w smaku (czy tak jak jest rzeczywiście w starych ciastkach), ale do świeżutkich i delikatnych to im daleko. Gdzież podziały się pyszne, rozpływające się w ustach pierniki z mojego dzieciństwa!? :< Ogólnie dla ludzi nie wymagających wiele od słodyczy będą smaczne. Ale dla tych, którzy liczą na coś więcej- raczej nie. Ale na pewno powiem na pocieszenie, że są smaczniejsze od tych z Gerarda. (Nie to wcale nie spoiler).
Wiele osób może porazić i zrazić wygląd tych ,,kanapek" bo jednak te dwa kawały piernika są sklejone na odwal się i polane byle czym. Sprawiają wrażenie jakby się wcale nie komponowały. Czekolada się kruszy jak i sam piernik. Za sucho. Ale są smaczne na przeciętniaki. Przynajmniej idzie się najeść i zapchać :D Smakuje mi jak najprostszy, tańszy piernik z pierwszej, lepszej cukierni (no może taki z drugiego dnia...). Fakt brakuje mu tego i owego, ale za taką cenę, czego ja wymagam!? Ogólnie pomimo sztuczności i chemiczności mi smakowały. Osobom, które lubią od czasu pojeść chemie- przejdzie. Ale tym nietolerującym... szczerze nie polecam :< Przynajmniej mam jedno pocieszenie... Przypraw korzennych brak- przeżyłam!

Nazwa: Hi) Alpino Piernikowowa kanapka truskawkowa i jagodowa- Miodowy Piernik w polewie kakaowej z nadzieniem owocowym:
Smak truskawkowy/jagodowy.
Marka: Hi) Alpino
Producent: Mokate Czech (dowód zbrodni xD).
Skład:
Dostępne w opakowaniach: 60g
Wartość odżywcza kaloryczna:  ok. 385kcal/100g (kanapka piernikowa ok. 60g ok. 231kcal).
Cena: około 0,99zł.
Zakupiony: Biedronka


W skali miau: 3- 

Rozważenie ponownego zakupu: Jakby naszła mnie ochota na piernika w przystępnej cenie i kaloryczności- brałabym, ale szczerze nie chciałabym powtarzać, jest dobry lecz jednorazowo. Chyba... że byłabym głodna i miała chcice na pierniki xD

151. Gucio i MAJA wafelek kokosowy i kakaowy w czekoladzie od ,,WACUSIA"

$
0
0

Kojarzycie może ,,Wafle przekładane sercem"? (tu). Szczerze? Często wafelki TIK TAKI kupowałam w liceum na spółkę z moim Papą, ale nie miałam pojęcia, że to jest ich kolejna odsłona pod wizerunkiem kultowych postaci z mojego dzieciństwa :) Pomimo nowej ,,stylizacji", kampania jest ta sama. Swoją drogą jest to ciekawy pomysł by dotrzeć na nowo do społeczeństwa i odświeżyć ich zainteresowanie! (drugi link)
Producentem jest ZP „Wacuś" dla akcji na rzecz Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii im. prof. Zbigniewa Religi budującej protezy serca dla dzieci
Wafle dostępne są m.in.: w sieciach Eko, Carrefour, Real, Kropka oraz w dobrych sklepach spożywczych na terenie całego kraju. 

Dochód z sprzedaży tego wafelka wspiera szczytny cel czyli komory serca dla dzieci. 
Jak pisze producent: wafelek dostarcza 100% radości :) A ja zaświadczam, że to prawda ^^

Co mnie w nich urzekło? Zapraszam do recenzji!

Dostępne smaki to:
Gucio Wafelek kokosowy w czekoladzie
MAJA Wafelek kakaowy w czekoladzie

Hasło wafelków: GUCIO Z MAJĄ DZIECIOM POMAGAJĄ!

Wygląd kontra rzeczywistość:



Wrażenia smakowe:

Gucio 
Gucio wafelek jest naprawdę uroczy! Różni się znacznie kształtem po rozpakowaniu od typowych wafelków. Bo wygląda tak jakby był normalnymi andrutami przełożony (tymi, które mają tak wielką kratkę i głębsze dołeczki). Jest długi i prostokątny oraz całkiem gruby. Całość lekko się kruszy. Ma całkiem żywą i mleczną czekoladę mleczną, w ciemniejszym odcieniu, która błyszczy się lekko. Czekolada niestety odpada i ma lekkie pęknięcia na powierzchni. Bardzo cieniutko i skromnie jest polana. Z wierzchu nie ma prześwitów, ale z tyłu jest trochę gorzej. Wafelek czy warstwy andruta są bardzo napowietrzone wręcz bąbelkowate. Płaty są jaśniutkie i delikatnie żółciutkie. Krem kokosowy, który jest przełożony między warstwami jest w bardzo zbliżonym odcieniu (czego nie oddały wcale zdjęcia)- jasno-żółciutkim. Wafelek składa się z trzech (3) warstw kremu przełożonych czterema (4) wafelkami. Uderza niezły aromat kokosowy! Całość pachnie: mocno, słodko, sztucznie oraz kokosowo (jak słodkie, ale zarazem sztuczne kokosowe wafelki na wagę), trochę mlecznie: mlekiem w proszku i w dodatku mleczną czekoladą. Ale ogólnie daje zapachem całkiem przyjemnie! Przystępując do rozkładania wafelka na czynniki składowe, okazało się, że czekoladowa warstwa jest tak bardzo cienka... Że nie da się jej nawet za bardzo zeskrobać... Może to specjalnie? (Chociaż raz zjadłabyś coś jak Pan Bóg przykazał xD).  
W smaku poczułam mleczną i słodką (ale nie przesłodzoną na umór) czekoladę, (a nie polewę). Całkiem kakaową, choć mniej mleczną jak przypuszczałam. Ale każdy rozróżni raczej jej typ. Rozpuszcza się w miarę szybko. (Nic na razie więcej nie jestem w stanie na jej temat powiedzieć). Płaty są bardzo kruche i chrupkie. (Prawdopodobnie przez owe napowietrzenie i wielkie wypustki w środku :) Jest świeży i wypieczony. Bardzo poprawny. Niestety kremu było zdecydowanie za mało. Powchodził w dziurki ukrywając się przed zjedzeniem. W konsystencji był zwarty, trochę suchawy, ale zbity. W smaku kokosowy, ale nie przesłodzony. W miarę normalnym tempie się rozpuszczał. Proszku czy piasku nie poczułam, tylko chemiczność charakterystyczną dla kokosowych słodyczy. Przynajmniej tutaj przez efekt ,,zbicia" odszedł nam kłopot z częstym rozwarstwianiem się wafelka :) Wcale, ani trochę się nie rozbierał się nam na części! (Nie żebym go prowokowała!) Zbierając wszystko do kupy: Czekolada zdała test pozytywnie: mleczno-kakaowa, nie przesłodzona=smaczna. Wafelki bardzo świeże choć napowietrzone. Za skromnie kremu dali, aż w niektórych miejscach było go po prostu trochę za mało. W smaku całkiem zwykły i do ideału mu jeszcze brakuje. Jak się gryzie wafelka z kremem i czekoladą jako spójną całość to Gucio wydaje się bardzo chrupki, o dziwo bardzo słodki, ale nic się nie rozwala (choć jest naprawdę kruchy). W smaku zdecydowanie dominuje kokos i jego posmak (niestety ten pseudo). Mleczna czekolada stanowi dla niego tło. Zasładza bardziej niż jedzony na raty :D Zwarty, więc fajnie się wgryza człek w niego ząbkami. Mocny w smaku, ale przetworzonym kokosem. Ponadto słodki, smaczny, ale trochę chemiczny. Mimo wszystko nieźle smakuje jak na Polski i tak tani wafelek. Dla fanów kokosowych smaków w najróżniejszej postaci, próbójta! <3 (przez drugie ,,ó" z kreską, bo mi się wymienia na próbować :D). Lecz fanom naturalności, nie... Chyba, że do postawienia na półce :D No bo czy nie jest naprawdę słodki? :3

MAJA
Maja nie wiele się różni w wyglądzie od swojego drogiego przyjaciela Gucia. Ale krótką powtórkę zrobię: trochę znowu za mało tej czekolady dali... Ponadto wafelek taki gofrowy się wydaje w swojej formie, przez co dosyć oryginalny. Mleczna czekolada jest ciemniejsza niż do jakiej przywyknęliśmy na co dzień. Ma bardzo napowietrzone płaty wafelka jak bąbelkowy styropian, w barwie jaśniutko-żółtawe, pod światło lekko pomarańczowawe. Mamy również w proporcji trzy do czterech: cieniuśkich i znikomych warstw kremu, do ledwie nimi muśniętych andrucików. Są one w zbliżonym bardzo kolorze do czekolady. Kakaowa Maja pachnie: słodko, kakaowo, trochę ciastkami ,,łakotkami", troszkę podrabianie, ale apetycznie! Ładniej i naturalniej jak kokosowy Gucio. Najbardziej jednak wybija się typowy i klasyczny kakaowy zapach wafelków. Czekolady chociaż bardzo pożałowali to nie ma jakiś prześwitów, ale na spodzie naprawdę nie wiele jej brakuje. Niestety da się jedynie ją zeskrobać: za sucha i za cienka na wszelakie eksperymenty. W smaku: bardzo słodka, kakaowa, no już bardziej czekoladowa, trochę mniej mleczna niż typowe czekolady o tym smaku. Rozpuszcza się, ale sztucznawa się wydaje. Smaczna, ale nie do końca najprawdziwsza. Ma taki deserowaty posmak przez co ta mleczność jakby się trochę rozmywała. Kurde... jakaś słodsza mi się znacznie wydaje xDD Wafelek jest bardzo chrupki i świeży. Mamy ograniczone pole manewru- jeżeli wafelek naruszymy to potwornie się sypie. Trzeszczy jak nie jeden dobry andrut, (nie jest tak świeży jak ideał, który ubzdurałam sobie gdzieś tam z tyłu głowy, ale jest bardzo porządny!) 
Krem zbity, zwarty i suchy. W smaku: kakaowy, mocno słodki, ale nie przesłodzony. Czuć mimo wszystko kakao. Trochę plastelinowaty, ale smaczny... Ma całkiem ciekawą goryczkę kakao. Jestem pozytywnie zaskoczona. Jak się gryzie to obłędnie chrupie (tylko trochę jakby piaskiem czy żwirowatością). Czekolada normalnie bez żadnego zbędnego zwlekania się rozpuszcza. Czuć, że jest z dodatkiem kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, a nie tym dla dzieci. Krem nie psuje zbytnio całości, ale wafelek ma posmak chemiczności i pustości.... Mimo wszystko za taką cenę i w takim kontekście bardzo mi smakuje. Może być za słodki dla wielu z Was, (ale mi samej ciężko to stwierdzić, a nikogo w pobliżu nie ma). Podsumowując: Wafelki ekstra chrupią, czekolada jest mocno kakaowa i słodka, rozpuszcza się bez oporów, a sam krem to przeciętniak. Ma za mało czekolady, ale za to oryginalny i nietypowy kształt andrucików oraz przyjemny zapach. Smakował mi naprawdę, cóż będę kłamać. A nie wymagałam od niego niczego podchodząc do tego testu! Wiem, że recenzja może sprawiać inne wrażenie, ale ogólnie będę go pozytywnie wspominać! W sumie teraz to wydaje mi się, że lepiej, że nie dało się go rozwarstwiać :) Bo jedzony w całości zdecydowanie bardziej smakuje. Za idee, wygląd, smak, cenę i pomysł taka ocena, a nie inna ^^ Ten smak zdecydowanie bardziej przemówił w moje gusta i już mogę polecić większości ;)

P.S- Wybaczcie za język kaleczący naszą piękną polszczyznę, ale nie mam już naprawdę siły poprawiać tego po raz enty o tej porze. Praca licencjacka wypompowała ze mnie resztki sił. Dlatego za samo przejrzenie (niekoniecznie tekstu) będę uchachana jak małe dziecko :) Trzymajcie się!

Nazwa: 
Gucio Wafelek kokosowy w czekoladzie- Wafelek przekładany kremem o smaku kokosowym oblany mleczną czekoladą.
MAJA Wafelek kakaowy w czekoladzie- Wafelek przekładany kremem o smaku kakaowym w czekoladzie mlecznej.
Marka: Gucio/MAJA/ Studio 100 Animation
Producent: Zakład Cukierniczy „WACUŚ"
Wyprodukowano dla: GMF Grupa Mediowa
Skład:
Dostępne w opakowaniach: 40g
Wartość odżywcza kaloryczna: 
Gucio: ok. 543kcal/100g. (wafelek ok. 40g. ok. 217kcal).
MAJA: ok. 531kcal/100g. (cała maja ok. 40g. ok. 212kcal).
Cena: około 0,65 zł!
Zakupiony: Kaufland
Strona internetowa: http://www.gmfrk.pl/index.php/aktualnosci/94-maja-gucio

Gucio


W skali miau: 3+ 

***

MAJA


W skali miau: 4-

Rozważenie ponownego zakupu: Szczerze to kupię jeszcze nie raz :) (Ale wersję z Mają bo mi posmakowała :3 ) Bo przecież tak łatwo i bez wysiłku możemy pomóc chorym dzieciom sprawiając sobie przy tym słodką przyjemność.... i to za prawie bezcen!

***

ZAPRASZAM NA FANPAGE AKCJI I DO UDZIAŁU! (LINK)

Nie dajcie się prosić! Na prawdę warto! <3 Kupiłam przede wszystkim ze względu na cel, a przy okazji na recenzję z ich promocją... Nie spodziewałam się, że tak pozytywnie mnie zaskoczą w smaku. Polecam chociażby na pokurzenie naszych regałów :3 

152. Maltikeks czyli mieszanka kruchych ciasteczek: w czekoladzie, o polewie o smaku jogurtowym i żurawinowym oraz pierniki z nadzieniem jabłkowym i cynamonem od dr Derard

$
0
0


Chwaliłam się Wam ostatnio (link) jak to wspaniałomyślnie zostałam obdarowana przez znajomych, rodziców i bliskich produktami od dr Gerarda. I wiecie co? Nawet przetłumaczyłam sobie, że nie będę wszystkiego recenzować i podzielę się całą resztą z innymi, ale spoglądając na świąteczne wersje tych słodkości pomyślałam: - A co mi tam! Dwa to zrecenzuje... no bo przecież pierniki i multikeksy to klasyka! 
Teraz wiem, że durna byłam i tyle. Nawet nie wiecie ile miałam trudności z tą złośliwą recenzją! Kiedy już wypisałam dane i sformułowałam wstępnie notkę... Okazało się, że: 
1). połowa zdjęć się usunęła (a ta, która pozostała jest w większości przejaskrawiona), 
2). recenzja multikeksów zwiała z koala lands w siną dal (prawdopodobnie jak pisałam wspólnie z nich wrażenia/opisy to po wstawieniu recenzji tych miśków na bloga, po prostu usunęłam już całość pozostałej notatki).
3). Kiedy spisywałam wrażenia odnośnie groszków- to było akurat w takim okresie gdzie to było ponad moje siły i wtedy naprawdę nie powinnam poświęcać na nie czas. (Ponadto byłam przemęczona... )
4). Po uświadomieniu sobie, że straciłam kupę czasu na pisanie notki, do której nie mam opisu jednego produktu... a wszystko sprzeciwia się przeciwko mnie= Miałam ochotę rzucić wszystko. Śmiejcie się, ale do poniedziałku mam wysłać ostateczną wersję pierwszego rozdziału pracy wraz z bibliografią (a wcześniej już ubłagałam promotorkę o trochę więcej dodatkowego czasu) więc wizja zmarnowanych godzin mnie dobiła. Ponadto ten czas mogłam poświęcić rodzinie, gdyż wybywam niebawem do Torunia na studia. (I tak się okazało, że odwołali mi zajęcia w piątek i sobotę...) A ja zyskany czas marnuję na notkę, która nie powstanie! 
5. Do tego wszystkiego doszło przygnębienie związane z sesją, wyjazdem, pakowaniem i brakiem czasu dla siebie samej... że zaczęłam histeryzować. Zabawne? Wiem... Siostra, (która dziś już wyjechała) zauważyła, że dziwnej wścieklizny dostałam i zapytała co się stało. Na co ja jej wypunktowałam powyższe argumenty. Roześmiała się i powiedziała mi, że gdyby tylko mogła to by odkupiła te słodycze do nowej recenzji, ale ich już nie ma w sklepach, a ponadto kupował nam je tato w Eurocashu na święta... Lecz, nagle wpadła na pomysł... Wiecie, wtedy kiedy się jej tak oczy nagle zabłyszczały, to zaczęłam się zastanawiać co takiego wykminiła (co niby miałoby rozwiązać wszystkie moje problemy...) Po 2 minutach przyszła z małym woreczkiem gdzie spakowana była garść ów groszków smakowych (w idealnej ilości na odtworzenie sobie ich smaku). Zapytam ją skąd to wytrzasnęła, a ona mi odpowiedziała: -Wiesz... mamie zostawiłam, ale ona nie chciała, bo po raz kolejny jest na diecie. Więc ty skorzystasz! No i patrzcie, udało się :) Dlatego proszę Was, mimo wszystko nigdy nie panikujcie i zachowajcie pogodę ducha! Zawsze jeżeli zamykają przed Wami drzwi, to właźcie oknami! A ja na przyszłość zacznę bardziej uważać i patrzeć na to co robię ^^ 
Teraz zaczyna się bardzo trudny okres dla wszystkich studentów, w tym również dla mnie, więc nie obiecuję, że będę wstawiać systematycznie recenzje, ale cokolwiek by się nie działo, chcę zachować optymizm i wiarę, że dam radę :) Trzymajcie się! (Wyjeżdżam w poniedziałek z powrotem do obozu pracy znaczy na uczelnie i nie zamierzam płakać... Ale jak wyjdzie w praktyce? Pan Bóg jeden wie. A ja wiem tyle, że beksa ze mnie :) 

P.S- Rurki jabłkowe i ciastka, które dostałam to oddałam braciszkowi. Te pierwsze jeszcze bym zjadła, ale ciastka z goździkami... brrr... aż mnie zmierziło :D 

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

malti keks TRI-KOLORMieszanka kruchych ciasteczek
Pachną, a raczej przebija się głównie zapach: pseudo owocowy- słodki błyszczyka dla małych słitaśnych dziewczynek wymieszany z cukrem, sztuczną i słodką chemią...? (Trochę jakby podrabianymi wiśniami jak w słodkich pastylkach czy suplementach). Multikeksy są w kształcie groszku, kuleczek; ale nie wszystkie są sobie równe, bo niektóre są większe, niektóre mniejsze. Inne jeszcze są bardziej zbite, a pozostałe jakby ktoś je kopnął. Mimo to ogólny i ustalony kształt zachowały. Polane są całkiem sowicie tłuszczową polewą tworząc jakby na nich modelinowatą i rozpuszczalną powłokę. Najbardziej błyszczą się te w ciemnym kolorze brązu (zapewne o smaku czekolady), ale są jeszcze poza tym dwa rodzaje: jeden żółtawo-biały (smak niby jogurtowy), a drugi pastelowo-jasno-czerwony, w lekki róż wpadający (prawdopodobnie smak żurawinowy). W środku każdej kuleczki znajduje się wręcz prawie biały wafelek przypominający w konsystencji krakersa, (ponieważ ma pełno szczelin czy szparek). Ponadto kruszy się, wygląda jak czerstwy chleb i jest strasznie blady. Już sama powłoczka jogurtowego groszku jest ciemniejsza od tego ,,sucharka". Nie próbujcie ich przekrawać bo się sypią staruszki :)
Na pierwszy ogień multikeks w rzekomej czekoladzie: Ciemna i całkiem gruba polewa natychmiast się rozpuszcza (ale czy rzeczywiście czekoladą?). Jest mocno kakaowa, a nawet deserowa. Słodka, ale nie przesłodzona. Pozostawia cierpki posmak. Ma całkiem poprawny smak, bo ta goryczka czy cierpkość kakao maskuje smak chemiczności (której po prostu tak nie czuć). Gdybym miała coś spekulować, to jedynie, że nie rozrzedzano polewy mlekiem bo brak jej jakiejkolwiek mleczności. Smaczna, ale dupy nie urywa; czuć ze jest trochę bardziej plastelinowata w strukturze. Wafelek nadziany wewnątrz miękko się rozpuszcza i smakuje jak naturalnie słodkawy herbatnik. Dałabym mu like gdybym mogła! Jak się gryzie może nie chrupie tak jak strzyka nam czasem w kolanach (no może tylko mi), ale ładnie trzeszczy. Jest wypieczony i suchy. Polewa stanowi fajne urozmaicenie do herbatnikowego krakersika, ubogacając jego smak swoją cierpkim posmakiem deserowej czekolady. Całkiem dobry ten multikeks i da się w niego wjeść (pochłaniając coraz więcej i więcej), gdzie posmaczek cierpkości kakao robi dobrą robotę... Smaczny, ale mimo wszystko sztucznawy. Przyczepiłabym się do jakości poszczególnych składników i ich wykonania, ale szkoda nerwów i wspaniałych wspomnień z dzieciństwa. Na długo pozostaje posmak kakao. Nie ma tutaj nic za słodkiego. Dałabym mu 4- gdybym oceniała osobno. 
Na drugi ogień sięgnęłam po wariant biały czyli owy jogurtowy smak. (Naprawdę źle mi się kojarzył po ostatniej recenzji pełnoziarnistych multikeksów)... W porównaniu do smaku powyżej z czekoladą był bardziej tłuszczowy... A mianowicie polewa wypełniła swój obowiązek i była chemiczną polewą. Tutaj ponadto urozmaicona o: lekką kwaskowatość, o smaku pseudo podrabianego i sztucznawego. Posmak kwaśności zestawiłabym do wapna do picia. Albo musujących rozpuszczalnych suplementów jak: żelazo do picia, witamina D3, które zawsze stoją przy kasach. Nie żebym piła ten syf...). Polewa sprawia tłuszczawo-podobnej, ale odsyłam do ich szczegółowej recenzji ---> (tu). Recenzowałam je już 2 razy (na to wychodzi), ale szczerze nie zamierzałam wcale powtarzać tego doświadczenia po raz trzeci... Gdybym miała wystawić im samym ocenę to 3-. Dlaczego wyższą od tych z poprzedniej recenzji o tym samym smaku? Bo tutaj przynajmniej nikt nie wciskał mi kitu, że są niby pełnoziarniste. A zgodność z opisem doceniam.
Aha! To czerwone groszki, które zostawiłam na deser, są właśnie źródłem owego dziwnego zapachu kosmetyków dla małych dziewczynek. Ale naprawdę... to najbardziej się ich bałam. A teraz musiałam ponawiać to doświadczenie na dokładkę. Polewa w smaku tutaj to już nie polewa, a plastelina. Słodka, tłuszczowa, jak tłuszcz zimny wymieszany z koncentratem czerwonych owoców. Wolniej się rozpływa od czekolady... i oporniej. Smakuje bardzo sztucznie, podrabianie; ma słodki posmak wapna, ale takiego na ,,surowo" bez rozrzedzania wodą, (tak jakbyśmy sobie suplementy smakowe np. wiśniowe i jedli je ,,od tak" bez popitki... tutaj podobnie tylko nic nie musuje :<). Są specyficznie słodkie (ale nie przesłodzone), jednak mdlące. Mają posmak proszkowego smaku owoców (może trochę jak w cukierkach pudrowych). Niestety zdecydowanie za wolno się rozpuszczają (nie żebym chciała szybko się ich pozbyć xD). Są leciutko, wręcz leciuśko kwaśne... mniej od jogurtowych, ale każdy to wyczuje. Gdybym organizowała konkurs za najdziwniejszy posmak owocowy i jednocześnie chemiczny to byłyby w ścisłej czołówce! Ale niestety nie organizuje. Koniec narzekania! Poszukam na koniec jakiś pozytywów! Są odświeżające w smaku (choć mdłe), fajnie trzeszczą, konsystencja polewy nawet tak nie razi (jak się nie pozwala jej rozpuszczać tylko się roztrzaskuje groszek zębami jak orzeszki...). Ten smak wydaje mi się najmniej udany. Ale tak samo niesmaczny jak jogurtowy. Oceniłabym go na 2+. 
Całe maltikeksy świąteczne nie polecam... Dla samych naturalnie słodkawych i chrupiących trzeszczących herbatniczków byłoby warto naprawdę zaopatrzyć się w taką paczuszkę (gdzie ocenę dałabym wysoko), ale z polewą podziękuję! Wolałabym je zdecydowanie solo! Żałuję, że odświeżyłam sobie ich smak w pamięci. Zrujnowałam swoje dziecięce wspomnienia :( A tak je kochałam... zawsze garściami je wyławiałam z opakowania. Chcę o tym zapomnieć... przynajmniej o tych dwóch smakach polewy. Na same kakaowe może się kiedyś skuszę, ale na razie muszę odreagować to rozczarowanie.

 PIERNICZKI JABŁKO Z CYNAMONEM
Ja naprawdę nie wiem dlaczego mi tak wszystko ,,płowieje" xD Znaczy: starzeje się, tworząc specyficzne oszromienie czy ośnieżenie czekolady i słodkości. Kurczę naprawdę muszę być okrutna i straszna, że na samą myśl, że mam je zjeść tak... łupieżu dostają! Mimo wszystko przejdźmy do konkretów! Pierniczki są w uroczym kształcie serca o łagodnych bujnych kształtach. Polane są polewą, która się nie błyszczy i jest bardzo ciemna oraz matowa (i za pewne z mojej winy oszroniona). Tutaj w porównaniu do maltikeksów jest jej bardzo cieniutka wręcz sucha, odwarstwiająca się skorupka. Polewa ponadto odpada, kruszy się... Nie sprawia naprawdę pozytywnego wrażenia :/ Sam bohater czyli piernik jest bardzo wysuszony i jednocześnie ,,przeorany". Nie tak, że ma aż bąble tudzież dziury z powietrza, lecz mieści w sobie liczne szparki, cieńsze zakamarki. Niech Was zdjęcia nie zwiodą, bo piernik jest w kolorze wypłowiałego i jasno-brązowej pomarańczy (mój aparat nie zniósł tego drastycznego widoku i sam podrasował obraz... musiał być naprawdę zdesperowany! Biedak! A to ja tu głównie na forum narzekam). W środku znajduje się konfiturka? marmoladka? w ciemnym złotym kolorze pomarańczy. Jest jej naprawdę mało; jest mniej więcej wielkości małego opuszka palca. Błyszczy się ciemną i siną pomarańczą, niemalże brązową. Pachnie głównie: piernikami, polewą kakaową, i lekko kwaskowato-słodko jabłkiem. Niestety wcale (ani grama) zapachu cynamonu nie poczułam :< To naprawdę przykre. 
Szczerze dają tak jak typowe przeciętne pierniki z marmoladą i niczym wcale się nie wyróżniają. O smaku marmolady- gdybym nie przeczytała to bym nawet się nie domyśliła, że to taki właśnie! Polewa jest zdecydowanie za sucha. Łatwo ją odskrobać od zeschniętego piernika, o dziwo bez komplikacji odchodzi bez jego skórki, Ona jest sztuczna, dokładnie na taką jaką wygląda: w konsystencji i smaku. Rozpuszcza się w miarę okej, ale w smaku: chemicznie, kakaowo, słodko, trochę plastikowo oraz margarynowato. Czuć, że to ,,prawdziwa" podróbka czekolady. No nie jest zła, ale do wspaniałości to jej nie po drodze. Nadzienia mało i nieźle go pożałowali. Sprawia wrażenie marmolady, która jest gęsta, lepka trochę klejąca. O dziwo jest najsmaczniejsza z całego ciastka! Bardzo słodka (wydaje się w porównaniu do pozostałych warstw) wręcz za słodka. Raczej nie jabłkowa, choć bo ja już sama wiem... Ale jedno wiem! Cukier zdominował smak i to na niego zwalę całą odpowiedzialność za zaginięcie głównego smaku :D
Na koniec owy wspaniały bohater czyli piernik... Suchy, a nawet wysuszony i gumowy. Piernikowy w smaku i całkiem poprawny, ale spierdzielili sprawę z tą ich strukturą (najgorsza jaką jadłam do tej pory). Pomimo wcześniej wspomnianych szparek o których wspominałam, pierniki są za mało napowietrzone i świeże, przez co wydają się zbite i lekko twardsze. No przynajmniej są syte. Podsumowując pierniki są: za mało nadziane, trochę niechlujne i niedopracowane, (w niektórych partiach jakby miały go trochę więcej, lecz i tak mniej niż powinny). Za to w smaku wszystko czuć zrównoważenie i żaden smak nie tłamsi innego. Nic się znacznie nie przebija gdzie całość tworzy spójny smak. Nie są złe, nawet smaczne jak przeciętne pierniki... Ale za konsystencje i ubogość (oraz brak jakiegokolwiek cynamonu) zaniżyłam im ocenę. Nie polecam.

Nazwa: 
malti keks TRI-KOLOR: Mieszanka kruchych ciasteczek- W czekoladzie, w polewie o smaku jogurtowym oraz w polewie o smaku żurawinowym. 
PIERNICZKI JABŁKO Z CYNAMONEM: Pierniczki z nadzieniem jabłkowym i cynamonem
Marka: Dr Gerard 
Producent: Dr Gerard Sp. z o.o. - Ożarów Mazowiecki
Skład:
(Niestety usunęłam zdjęcie składów malitkeksów niechcący, więc wstawiłam osobno zdjęcie dla smaku jogurtowego i w formie pisanej o tych kakowych:)
herbatnik 54% [mąka PSZENNA, tłuszcze roślinne (palmowy, rzepakowy, kokosowy) w zmiennych proporcjach, cukier, syrop cukru inwertowanego, substancje spulchniające: E503, E500, E450. E223; serwatka w proszku (z MLEKA), olej słonecznikowy, sól, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgator: lecytyny (z SOI); aromat], czekolada 45% [cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, emulgatory: lecytyny (z SOI), E 476; aromat], substancje glazurujące 1%: E414, E904
Dostępne w opakowaniach: 
m k T-K300g.
P J Z C200g.
Wartość odżywcza kaloryczna: 
m k T-K: ok. 474kcal/100g. ( 10 groszków ok. 8g. ok. 38kcal ).
P J Z C: ok. 389kcal/100g. ( 1 ciastko ok. 8,6g. ok. 31kcal ).
Cena: 
m k T-Kokoło 3,99zł.
P J Z Cokoło 2,99zł
Zakupiony: Eurocash

malti keks TRI-KOLORMieszanka kruchych ciasteczek-


W skali miau: 3- 

***

PIERNICZKI JABŁKO Z CYNAMONEM


W skali miau: 2 

Rozważenie ponownego zakupu: Po raz 4 niby je jeść? I za każdym razem zawsze się zmuszać? Nieee... podziękuję. I gości częstować nie radzę.

153. Czekoladki CRIKS i Chroop od Mieszko

$
0
0
Żadna nowość... oj wiem i przepraszam. Ale mam parę recenzji w ramach bezpieczeństwa, kiedy nie mam czasu nic napisać i ta notka właśnie jedną z nich jest (a jest ich naprawdę nie wiele...) Nie dałam rady wstawić innej bo byłam od 6 godziny rano w podróży... O tak! Z powrotem na te fantastyczne studia, w których tak wspaniale się rozwijam i kształcę xD A potem czmychnęłam na zajęcia. Ech... dobija mnie ta rzeczywistość, ale żyję już kolejnym wyjazdem do domu. (Wiem, że dopiero przyjechałam!). Jak dobrze pójdzie, za miesiąc będę z powrotem na tydzień ferii ^^ Miałam propozycje warsztatów w tym czasie dla młodzieży na jakich już byłam w te wakacje, ale nie ma bata- nie zgodzę się i nie ulegnę. Po sesji będę się regenerować i tyle (no i może pracę pisać). Już dzisiaj miałam pielgrzymki do pokoju, a niedawno dosłownie wróciłam. Teraz dodatkowo: zaliczenia, kolokwia, egzaminy, prace zaliczeniowe i jedno nagranie w studiu. Ale damy radę! Nie jestem sama i mam pomoc w górze, w najbliższych oraz Was. Dziękuję! Zdziwiło mnie z jaką wyrozumiałością znieśliście moje pierdołowate narzekanie pod ostatnim postem... Nawet nie macie pojęcia jakie to budujące! Dziękuję <3

Lubiłam swego czasu bardzo słodycze od mieszka... (Pięknyś na zdjęciu!) Jak rok temu okazało się, że nie jadłam jeszcze tych dwóch smaków, wiedziałam, że to kwestia czasu, aż je dorwę. I tak na wakacje ubogaciłam swoje doświadczenie smakowe o przecenione czekoladki... Czy aby na pewną w bogate zasoby? Zapraszam do recenzji! <3

P.S-Dostałam wspaniałe niespodzianki jak wróciłam do aka! Jedna to kartka świąteczna od pomocnika Mikołaja oraz druga to Czekoladowy Mikołaj Kinder + surprise od Śnieżynki! <3 Dziękuję Wam moje dobre duszyczki :) Nawet nie wiecie jaki miałam zaciesz, a Panie z recepcji nawet łaskawie żarcichem do mnie zarzuciły i uśmiechem! (Pomimo, że zalegam z wpłatą aka xD) ^^ Wyściskałabym Was :)

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia:

Chroop

Czekoladki są dosyć ciężkie i zbite (co osobiście lubię :) Ładnie, wręcz idealnie oblane ciemną i dosyć błyszczącą czekoladą (cienko ale faliście jak fale wody). Po przekrojeniu czujemy jak nóż gładko się w nie wtapia: gliniasto wręcz glinkowato- przez co wydają się być takie same w środku. A samo wnętrze przywiera chętnie do noża. Jest ono jaśniejsze od polewy, w kolorze brązu lekko zabarwionym bordową poświatą. Wydaje się być warstwowy (coś jak styropian albo puszyste lody), bo widać w nim znikomej wielkości szaparki, dziurki. W strukturze jest wilgotny i tłusty. Widać ponadto w masie jakieś drobne i sine, jasne kawałeczki ,,czegoś" w znikomych ilościach (jak płatki/chrupki), ale co to? To się okaże :)
Cieniutka warstwa czekolady dokoła cukierka jest bardzo słodka. Wręcz dziwnie słodko-sztuczna. OMG zamula i to ostro (siostro). Niestety do tego jest chemiczna, Natychmiast się rozpuszcza (nie chowając asów w rękawie). Nie jest mleczna, tylko raczej kakaowa. Nadzienie w strukturze jak się wydawało jest: gliniaste, ale również jakby piaskowe... Jak się potrzyma w buzi dłużej to czuć, że składa się z licznych drobinek. Nie chrupie tylko szeleści. O kurde, ale ta słodycz... łzy wyciska! A w dodatku coś szeleści, czy coś tryska. Coś bliżej nieokreślonego jak żwir się ociera o zęby. O jeju... jakby kawałki soli, brrr... Ale naprawdę to chyba kawałeczki jakiegoś sucharka czy płatków- sama nie wiem. Mimo, że szybko się rozpuszcza to wcale nie bajkowo... Ma nie jednorodną konsystencję co drażni. A na domiar tego muli jakimś syropem! (Wydaje mi się, że takim posmakiem jak w sezamkach! Zbrodnia!) 
Nie wierzę, że to mówię, ale są potwornie za słodkie jakimś syropem (par sześć gdyby to był cukier). Miałam wrażenie jakbym jakieś kawałki szyby jadła :O Ale to nie było najgorsze... Dawały w smaku pseudo-margarynowatą i kakaową masą: proszkowo-żwirowatą, a zarazem gliniastą i tłustą... Normalnie niemal nie do końca przemieloną. Ta czekolada w postaci polewy, trochę ratuje środek bo zasładza niezłą kakaowatością (wiem, że się nie odmienia, ale kocham neologizmy). Naprawdę są mocno kakaowe. Przypominają mi trochę michałki w konsystencji (suchości i wiórowatości). Podsumowując: w smaku żwirkowate, tłuste, za słodkie, a nadziennie brrr... Czekolada trochę ratuje, ale nie wyrabia... a na dodatek te chrupki (chyba już odkryłam jakie) kukurydziane są takie upierdliwe :/ Jakby okruchy wysypali, co im pozostały z wszelkich płatków świata... Dlatego mówię nie!... Z polewą jeszcze dają radę, ale nie obkrajajcie broń Boże bo... będzie źle xDD Czy powtórzę? Z własnej woli raczej nie. Tu jest groch z kapustą (nie obrażając tego dania bo tu jest jednak gorzej). Tu zgrzyta to połączenie smaków i się męczy swoim towarzystwem. Nie polecam :< (Zawyżyłam bo bardzo lubię michałki, a trochę mi je przypominały- w znikomym stopniu, ale jednak)

CRIKS

Czekoladka jest całkiem urocza: prostokątna, piękna i ciemna. Ładnie błyszcząca, ale matowa. Jak poprzednia ma lekkie fale na powierzchni. Ciemna, ale kuszącym brązem- nie jest przesadzona. Taka porządnie brązowa. Jest mało polany czekoladą cukierek, ale poprawnie i estetycznie bez żadnych prześwitów. W środku widać, że jest tłusty o nadzieniu w kolorze masła orzechowego choć nawet bardziej pomarańczowo-karmelowo-toffi. Jest matowy, choć ma lekki połysk. W masie trudno przeoczyć duże, surowe i blade kawałki orzechów: jasnych wręcz znikomo złotych- niezbyt zachęcająco to wygląda. Pachnie słodko-czekoladowo, podobnie jak słodkie czekoladki... sztucznawo-słodko. Coś jak Wawel (wybaczcie :>) Trochę słodkim karmelem. A może toffi? (W kolorze faktyczniej pod toffi bardziej podchodzi niż karmel czy krówka). Ale przejdźmy do smaku! Czekolada jest miękka, deserowa, ale nieźle słodka. Za to mocno kakaowa, że można się zapaść troszkę :>  
Szybko się rozpuszcza całkiem dobra. Masa daje się za to lepić. Nie jest lepka, ale minimalnie klejąca jak miód. W prawdzie dziwnie się ją rwie jak bułkę. Wnętrze ma sporo kawałków orzechów arachidowych i to tych większych. Ale i tych drobniejszych też się trochę znajduje. Jedno wiem na pewno- nie pożałowali ich. Szkoda tylko, że są one: gumowe i surowe. Takie trochę wypłowiałe. Za to pozytywnie mocno orzechowe i lekko słonawe. Miałam wrażenie (choć smakowo byłby całkiem okej), że na samo oko nie były prażone tylko żywcem dane. W smaku za to subtelnie prażoność było czuć, ale w konsystencji, wyglądzie= wcale nie xD Hmmm... dziwne :D
Masa była ciekawa. Podobna do marcepana w strukturze, albo jak marcepanowe ziemniaczki, (które bardzo lubię <3). Smakowo: słodka, jakby karmelowa, lecz trochę sucha, mimo, że tłustawa... Mocno dosłodzona z delikatnym posmakiem alkoholu. Smaczna ale, czy to było toffi? Powiem tak: marcepan o smaku karmelowym (bez jego charakterystycznego smaku) z orzechami= o tak bym zdefiniowała w skrócie! Ogólnie fajny i przepierdywać nie będę. Orzechy przyjemnie chrupią w lekko ciągnącej masie i stawiają opór naszym ząbkom. Jest silnie orzechowo-marcepanowy bez posmaku tego drugiego. Są smaczne i ciągnie do nich, ale trochę dziwne i raczej nie toffi. Choć może? Już sama się pogubiłam. W każdym razie nie mogę ich nisko ocenić bo są całkiem, całkiem! A ja mam słabość do wszystkiego co marcepanowe (nawet jeżeli w znikomym stopniu)... jednak za orzechy trochę obniżę. Te już o wiele bardziej polecam! Ale! Fanom ulepkowych słodkości :)

Nazwa: 
Chroop CHOCO&CORNY- Czekoladki o mocnym kakaowym nadzieniu z chrupiącymi dodatkami: chrupkami kukurydzianymi i kawałkami orzechów
CRIKSTOFFE&NUTS- Czekoladki z nadzieniem połączonego gęstego karmelu i chrupiących kawałków orzechów.
Marka: Mieszko
Producent: ZPC "Mieszko" S.A. - Racibórz
Skład:

Chroop- cukier, czekolada (18%) - (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz roślinny (palmowy, masłosz, sal, ziarno owocu mango) w zmiennych proporcjach, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyny (z soi) i e476, aromat), orzeszki arachidowe (16%), płatki kukurydziane (12,5%) (kaszka kukurydziana, cukier, sól, ekstrakt jęczmienny (zawiera gluten), emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych), serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz roślinny (palmowy, z pestki palmy), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, alkohol etylowy, mleko odtłuszczone w proszku, aromaty. masa kakaowa w czekoladzie: minimum 43%. oprócz tłuszczu kakaowego zawiera tłuszcze roślinne. wyrób może zawierać inne orzechy, żółtka jaj.

CRIKS Cukier, orzeszki arachidowe (24%), czekolada (18%) (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz roślinny (palmowy, masłosz, sal, ziarno owocu mango) w zmiennych proporcjach, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyny (z soi) i e476, aromat), syrop glukozowy, tłuszcz roślinny (palmowy, z ziarna palmy, z ziarna masłosza), substancja utrzymująca wilgoć: sorbitole, glukoza krystaliczna, mleko pełne w proszku, margaryna – [oleje roślinne (palmowy, rzepakowy, kokosowy), woda, emulgatory: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, estry kwasów tłuszczowych i poliglicerolu, lecytyny, sól, regulator kwasowości: kwas cytrynowy), sól, substancja utrzymująca wilgoć: glicerol, barwnik: e150c, żelatyna, emulgator: lecytyny (z soi), aromaty. czekolada - masa kakaowa min. 43%. oprócz tłuszczu kakaowego zawiera tłuszcze roślinne. wyrób może zawierać inne orzechy, gluten, żółtka jaj.

Dostępne w opakowaniach: jeden cukierek ok.14/15g.
Wartość odżywcza kaloryczna: Niezidentyfikowana, ale jeżeli podobnie jak Michałki to ok. 535kcal/100g. (  czekoladka ok. 15g. ok. 80kcal ).
Cena: około 15,90zł/kg.
Zakupiony: Lidl
Chroop




W skali miau: 3- 

***

CRIKS


W skali miau: 4- 

Rozważenie ponownego zakupu: Raczej z własnej woli więcej ich nie kupię. A jeżeli już będę jakimś cudem gości częstować to zdecydowanie Criks :)

154. Czekolada mleczna z nadzieniem KARMELOWYM i CIASTECZKAMI KAKAOWYMI. CHRRRUP! Nowość

$
0
0













Taaa, taka nowość, że wstawiałam recenzje CHRRRUP!  prażonej kukurydzy ok. 40 postów temu :D Ale jedno jest nowością! Mianowicie Wedel ma nowe opakowania :) Już sporo uśmiecha się do nas z półek sklepowych, ale trzeba jeszcze poczekać, zanim przejedzą się Nam ze starymi wizerunkami (a raczej przejedzą je, ludzie mojego pokroju :) i całkowicie zostaną zasypane sklepy nowymi stylówkami tych czekolad :) Miałam już nie recenzować więcej smaków, ale akurat dwa o tym samym dodatku CHRRRUPY!dostałam na święta, a mianowicie ciasteczek kakaowych. Najlepsze, jest to, że myślałam, że są to dwie inne do póki nie porównałam składów. Okazało się, że niczym, ani przecinkiem się nie różnią w litanii składników! Ale przynajmniej fotę niżej mogę Wam zaprezentować obydwu opakowań.

Czekolada jest dostępna wyłącznie w dużym formacie, kategoryzowanych jako „do dzielenia się :D  Tabliczki Chrrrup od Lotte Wedel dostępne są na rynku w trzech wersjach: z dodatkiem ciasteczek kakaowychprażonej kukurydzy oraz chrupek zbożowych

Smakiem karmelowej z kukurydzą byłam zachwycona i będę ją sobie dawkować w racjonalnych ilościach (pomimo, że była trochę chemiczna). Ale czy kolejny chrrup trafi w moje kubki smakowe? A może jak już soli nie ma, to nie ma dla mnie zabawy?

Czy takie naprawdę chrup, do schrupania? Już my to ocenimy :)

Ponadto ta recenzja do przede wszystkim pretekst do wtajemniczenia wszystkich niewtajemniczonych, że weszły 3 nowe smaki chrrrup po 90g!:
A. BIAŁA Z CZĄSTKAMI MANGO I CHRUPKAMI
B. GORZKA Z CZĄSTKAMI GREFJUTOWYMI I CHRUPKAMI
C. MLECZNA Z CZĄSTKAMI POMARAŃCZOWYMI I CHRUPKAMI.

Szczerze czaję się jedynie na białą. Ale za gorzką z grejpfrutami lub mleczną z pomarańczowymi kawałeczkami podziękuję :D A wy? Namierzyliście już je u siebie? :)

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

(Oby mnie nie zawiodła, bo tamtą z kukurydzą tak zachwalałam w ostatniej recenzji i nawet broniłam, że nie wypadało by teraz wiochy odstawiać). Ma po 3 ogromne kostki w każdym rzędzie, a rzędów jest 6. Sprawia wrażenie wielgachnej i robi się jeszcze bardziej monumentalna kiedy uświadomimy sobie, że waży tyle co ok. 3 zwykłe czekolady. (Pasowałoby tu stwierdzenie, że składa się ona z bloków, a nie kostek xDD). Nadzienie jest oblane grubo i hojnie czekoladą, tworząc nie lekko oblane kostki polewą, ale wręcz osobne warstwy z czekolady! Widać już na oko, że łatwo będzie rozdzielić warstwę czekoladowego wierzchu z nadzieniem. W barwie jest ciemniejsza niż zwykłe, mleczne czekolady. Kosteczki mają figlarny wzorek kwiatuszka ów falbaniastego koła, a w środku wyryte dziwne wzorki (logo wedla, pętelki). Pachnie kakao, ale raczej tym niskotłuszczowym. Naprawdę słabo doaromatyzowali (połączenie słowa doprawić+aromatyzacja= kocham neologizmy :): trochę słodko, raczej nie karmelem, no chyba, że znikomo... Nadzienie ma kolor kremowy , bardziej pomarańczowy od beżu, ale siny. Wygląda ponadto na suche i zbite, stałej konsystencji. W środku ma drobniutkie i znikome kawałeczki ciasteczek, a raczej okruszków: ciemno-brązowych. Są malutkie, ale okruchy większe też się znajdują (a nie proszek zmielony w postaci czarnych pchełek). Jest całkiem okej.
Czekolada nawet odpada bez skrupułów od kremu bo jest gruba i warstwowa. W smaku jest: mleczna, słodka nawet przesłodzona, ale za to szybko się rozpuszcza i nawet bagienkowo. Obłędnie muliście jak lubię! Jest mocno x2 (razy dwa) kakaowa. Niestety szczerze smakuje jak zwykła mleczna czekolada z wedla. No smaczna, ale dupy nie urywa. Kremowa, tłusta, błotnista= jest smaczna, ale nie zachwyca. Będzie dla sporu osób jak nie dla większości po prostu potwornie słodka (szczerze, miałam chyba deficyt cukru bo tak tego nie odebrałam, ale szybko siostra, a później współlokatorka wyprowadziły mnie z błędu... Po jakimś czasie jak zagryzłam ją podczas śniadania- zwróciłam im honor). Choć owa bagienkowość jest wspaniała to cukier może wiele osób zniechęcić. Cała czekolada sprawia przez to wrażenie lekko sztucznawej :< Nadzienie samo w sobie wydaje się zbite i suche, ale rozpływa się ślisko, naprawdę z karmelowym smakiem. Ślizga się w buzi, ale nie roztapia się w tempie ekspresowym, (mimo to okej). Smakuje bardzo słodko, a pomiędzy znajdują się chrupiące i cukrowe kawałeczki jakby warstwowych i kruchych kakaowych ciasteczek. Sprawiających wrażenie jakby herbatniczków. Krem wewnątrz mniej obkleja buzię niż czekolada, ale za to porządnie chrupie miejscami urozmaicając konsumpcję. Co prawda, zasładza równie dobrze, a nawet lepiej. Kawałki ciasteczek sprawiają wrażenie spróchniałych cukierków krówek lub cukierków. Przez swoją strukturę masa sprawia wrażenie sztucznwej jak plastelina. Ogólnie czekoladki są miekkie, rozpuszczają się nieźle, ale niestety za słodko, a dodatkowo konsystencji można zarzucić, że sprawia wrażenie zbitego tłuszczu. Ale co kurde poradzić, że nadal jest smaczna? Może przez owy cukier i tłuszcz, które uzależniają i mamią nasze zmysły od prahistorii. (Kto wie?) Czekolada rozpuszcza się naprawdę smacznie i mulasto, ale przez ową potężność kostek trzeba trochę odczekać (ale nie długo!). Nadzienie ustępuje zaraz po czekoladzie przyjemnie mieszając się z gęstym wnętrzem, które z zbitej konsystencji robi się kremowym bagienkiem i w dodatku kakaowo-karmelowym. 
Pomiędzy tym wszystkim chrupią ciasteczka, a raczej warstwowe kakaowe i kruche herbatniczki. Nadzienia jest sporo i za pewne najwięcej, ale w stosunku do jego ilości dali za mało ciastek. Czekolada sprawia wrażenie sztucznawej... Za słodka ogółem i bardzo muli. Lecz za to fajnym i gęstym bagnem... więc może warto było przegiąć? Ekstra chrupie, a nawet trzeszczy. Niestety zamula dając po garach: jest tak słodka, że aż pali miejscami. Mimo, że trochę za mało kremowa przy pierwszym kęsie (na samym początku) to zaraz fajnie nam to rekompensuje rozpuszczając czekoladę z nadzieniem- mulasto i gęsto. Przez to, że warstwy są tak grube wydaje nawet, że trochę się żrą na początku i nie stykają. Jednak dalej jak damy im szansę to rozpuszczają się jak małżeństwo. Wydaje mi się osobiście, że w mniejszym i cieńszym wydaniu (ok.100g.) z większymi ciastkami, byłaby o wiele smaczniejsza (warstwy bardziej byłyby spójne, a nie stawiałyby na indywidualność). Poza tym szkoda, ale jeszcze moim skromnym zdaniem jest gorsza od tej z kukurydzą... Tamta tak mi smakowała, że miałam ochotę zamknąć się z całym ich zapasem w pokoju i nigdy już nie wychodzić, a tutaj szczerze nie wiem co się zadziało. (Może w tamtej miałam sentyment ze z nad morza? Eee... nie!) Zabrakło mi tej obłędnej kukurydzy, która nadawała obłędnego smaku... słodko-słonego, z mocnym prażeniem i obłędną chrupką grudkowością... Przez co nie zwróciłam tak szczegółowej uwagi: do czekolady i kremu w stosunku do miażdżącego system dodatku, (który przegrzał mi procesor :<) Teraz widzę, że tamta kukurydza nadała jej całego (dla mnie) uroku. Tutaj tego mi zabrakło. Ciastka są smaczne, ale stapiają się z całością przez co czułam większą chemię. Rozczarowałam się :( Ale fanom zwykłych i za słodkich, niezbyt radykalnych czekolad polecam. Ja pozostanę wierna tej pierwszej. Dziwnej, ale pode mnie robioną...

Nazwa: Czekolada mleczna z nadzieniem KARMELOWYM I CIASTECZKAMI KAKAOWYMI. CHRRRUP! NOWOŚĆ
Marka: E.Wedel
Producent: LOTTE Wedel sp. z o.o.
Skład:
Dostępne w opakowaniach: 290g
Wartość odżywcza kaloryczna: ok. 517kcal/100g. ( paczuszka ok. 16,1g ok. 83kcal. ).
Cena: detaliczna- 9 zł około. Ja dostałam :)
Zakupiony: Kaufland



W skali miau: 4- 

Rozważenie ponownego zakupu: Tej raczej nie, ale tak jak zapowiedziałam kukurydziane wszystkie wykupię :D Kocham słodko słone... ale za tą podziękuję ;)



Na temat nowych opakowań ---> tu <--- oraz zapowiedz nowego loga :)

155. Święty Mikołaj Merci plus bonus w postaci świątecznych pralin Merci od Storck

$
0
0

Miałam nie kupować czekoladowych mikołaji, jedynie przyjąć w prezencie jeżeli w takowym bym je otrzymała (no może oprócz Kinder bo jeżeli i tak kupuje kinder jajka to można zaprzestać na jakiś czas i w związku z tym zaoszczędzić na coś większego). W zupełności zakładałam, że wystarczy mi świetny ranking/zestawienie tych czekoladowych figurek na blogu ,,wygrywam z anoreksją" <----polecam! 
Ale niestety serce nie sługa i jak zobaczyłam w Aldi przecenionego merci Mikołaja z 8,99 na 4,99 zł... wsadziłam go do koszyka z zakupami taty, obok przeliczki, którą na drugi dzień sam mnie faszerował. W sumie mikołaj stanowił dobre dopełnienie owego ptaszyska (które niepotrzebnie wygooglałam sobie przed konsumpcją...) gdyż on w porównaniu do ptaka był całkiem pusty. O dziwo dałam radę i zjadłam grzecznie nawet dokładkę owego drobiu, ale żyłam z świadomością... że to była transakcja wiązana. Ja dam się nafaszerować, a papo da mi mikołaja= a to wyjaśnia dlaczego nie pisnęłam ani słówkiem. Warto było? Czy zasłużył na 1 miejsce wśród mikołajowych figurek? Zapraszam do recenzji ^^

Oprócz mikołaji na święta pod szyldem Merci , wypuszczone również zostały 4 smakipralin! Adokładniej merciŚwiątecznePraliny(Mleczna/ PralinowaCiemnaNugatowaprzy czym są to całe torebki 120g wypełnione czekoladowymi bombkami w 3 wariantach: pełnomlecznym, nugatowym oraz miks smaków. Nie kupowałam ich, ale koleżanka dała mi po jednym smaku z owej mieszanki. Niestety najciekawsze nugatowe akurat wyjadła :< Miałam ich nie recenzować, (ba postawiłam je obok figurki by zdjęcie było ładniejsze, a zjadłam je kiedy indziej). Lecz pomyślałam po jakimś czasie: a co mi tam. Zrecenzuje to co mam, a może za jakiś ruski rok uda mi się wszystkie smaki z całą paczką :) Tym bardziej, że szczerze ze słodyczy najwięcej jem właśnie: cukierków, pralin, czekoladek, a po blogu wcale tego nie widać (nie recenzuje ich po prostu). Więc wybaczcie za jakikolwiek brak informacji na temat tych pralinek, ale ich wcale nie miało tutaj być. Też nie mogę przeboleć, że wstawiam recenzję taką okrojoną, ale muszę walczyć ze swoim komfortem psychicznym, który złośliwie mi każe robić wszystko od ,,a" do ,,z" z kreseczką :) Już mam w zapasach podobną recenzję czekolady i jej pralinek, ale to kiedyś. Mam nadzieje, że Was nie zanudziłam ^^ A dygresje o perliczce mi wybaczycie :D

Wygląd kontra rzeczywistość:


Wrażenia smakowe:

merci Mikołaj
Mikołaj od Merci jest cięższy i toporniejszy znacznie od innych czekoladowych mikołaji dostępnych na naszym rynku.  W folijce jest w kształcie wypasionego mikołaja, ale niestety po obnażeniu jakiś skromny i ubogi się wydaje. Zastosowano chyba styl, ,,czego pod papierkiem nie widać... tego oczom i sercu nie żal". Jest nawet prosty w stylu, -przejrzystym i podstawowym. Wcale nie przypomina tego bogacza z opakowania :< Czyżby stoicy maczali w tym palce? Po wymacaniu jest całkiem zbity, ciężki i ma bardzo grube ścianki (prawie pół centymetrowe). Czekolada matowa, sina, w mlecznym kolorze, która nie błyszczy się choć ma lekki połysk. Pachnie obłędnie: mega słodko, mlecznie, bardziej alpejsko (niż charakterystycznie przesłodzeniem/ulepkowością jak milka). Szczerze zaryzykowałabym stwierdzenie, że tak słodko daje, że aż karmelowo. Cudnie <3 Faktycznie trochę za słodko, ale ja tak bardzo lubię! <3 Napawam się tym zapachem. (Ale nie wciągam :)
Nie ma tutaj raczej cienkich warstw, są tylko cieńsze :D Rozkosznie się rozpuszcza. A jaki jest potwornie słodki! Jakby ktoś go karmelem dosładzał! Ale mleczność wcale nie ucieka tutaj tylko wtóruje temu cukrowi. Jest obłędnie mleczny! (Moja siostra stwierdziła, że nawet 100 razy lepszy jak milka). Nie ma tego posmaku sztuczności czy chemiczności. Roztapia się gęsto, smoliście, bagienkowo, mułem obkleja całe podniebienie i język.... O matko człowiek zapada się w tej mlecznej, ale nadal kakaowej słodkości. Cały czas nie mogłam się pozbyć wrażenia (nawet po jego zjedzeniu), że miał posmak karmelu! (Wiem, że nie miał, ale poziomem słodyczy mi go imitował <3) Jest totalnie i niepojęcie zmysłowy i cudowny w smaku.... Co mi tam czy miał cieńsze czy grubsze ścianki... w trakcie konsumpcji przestało to mieć znaczenie, bo wszystko smakowało niebiańsko. 
Dla wielu osób będzie po prostu za słodki i zmuli ich jedynie przyprawiając o mdłości i zawroty głowy. ALE dla: fanów karmelu, ludzi o silnych nerwach i samozaparciu ze skłonnościami masochistycznymi... Ten mikołaj będzie czymś więcej niż tylko przesłodzoną figurką czekolady. Będzie rozbrajającą choć tłustszą poezją, o gładkim kremie czekoladowym, której nie będzie chciał przestać jeść. (W sumie to tylko 120g xD). Figurka Merci jest przepyszna, ale słodycz trochę meczy po jakimś czasie... Przejada się. Psychika będzie chciała więcej, ale ciało będzie protestować. Ogólnie dominuje tutaj tłusta, zamulająca, gładka i aksamitna struktura, która jest wspaniała (bagienkowa, błotnista, plastelinowato-miękka, ale żadnym plastikiem!) gdzie smak jest wykwintny i wznosi na wyżyny, ale niestety jest poza tym po prostu za słodki.... Dodam tylko jeszcze do opisu, że jak się gryzie to się łatwo kruszy pod zębami bez żadnych oporów- szybko się rozpuszczając i uwalniając mleczną rozkosz wraz ze słodyczą. Dałabym wyżej ocenę gdyby nie ta rozbrajająca i szalona słodkość. Jedno powiem na pocieszenie, że nie jest przesłodzona typowym posmakiem cukru, lecz smakiem mlecznej czekolady. Czy polecam? Durne pytanie! Oczywiście, że tak :)

merci Świąteczne Praliny: Mleczna/Pralinowa/Ciemna
Merci kuleczki są malutkie, okrągłe wręcz idealne z wygrawerowanymi małymi świątecznymi gwiazdeczkami oraz oczywiście logiem na środku pralinki. Nie błyszczą się i są raczej matowe. Pralina niebieska i zielona wyglądają na takie same. Ale to już ich wnętrze zdradzi nam co się w nich kryje. Po przekrojeniu niewiele się różnią, tylko zielona ma w środku jakby jaśniejszy i gładszy krem, w kolorze ciemnego toffi/kremowej kawy, który się nie błyszczy. Tak naprawdę to zielona czekoladka jest tylko dookoła oblana czekoladą, natomiast niebieska wyłącznie się z niej składa (i niczego poza tym). Czerwona czekoladka tak jak nazwa wskazuje jest ciemna, w bardzo głębokim, mocno zapadającym się brązie, o znikomym bordowawym odcieniu (może od papierka). 
A więc przejdę do smaku: Mleczna rozpuszcza się natychmiast, kremowo, błotkowo, a śliskość fajnie prześlizguje się na języku. Podoba mi się bardzo, że nie robi się jeden gęsty mulasty sajgon czy błoto w momencie kiedy wkładamy kuleczkę do buzi tylko dookoła czekoladki robi się owy maziowaty krem. Jest bardzo mleczna, słodka (ale nie za słodka), kremowa, aksamitna, śliska.... ale nie tak mulasta jak milka. Ma coś w sobie z sztuczności... taki posmak lekkiej i dziwnej słodyczy, (nie wiem jak to zdefiniować... jak w herbacie posmak wody... przenika, a nie da się go wyłapać). Wszystko wydaje się okej, a jednak czuć coś więcej niż tylko czekoladę. Ale sama nie zgadnę co to takiego. Nie mam się co doszukiwać pierdół. (Może to charakterystyczny posmak dla Merci? Tak jak dla Wedla- Wedlowski, Wawela- Wawelski, a dla Milki- Alpejski? :D). Zdawkowo jest miękka, kremowa, nie za słodka (choć może skromnie przekracza pewną granicę). Naprawdę supcio! Gdybym miała ją osobno ocenić dałabym jej z 5-. 
W pralinie o smaku pralinowym(!?) nadzienie jest otoczone tą samą smaczną i mleczną czekoladą. Jest ona śliska, bagienkowa, (trochę nawet słodsza mi się wydaje xDD), ma tez specyficzny posmak mlecznej alpejskości, ale nie w takim stopniu jak milka (co nie znaczy wcale, że gorzej!). Krem wydaje się zbity, ale jest tłusty, bardzo śliski, szybciej się rozpuszcza od czekolady, ale nie mulaście tylko płynnie i mniej słodko. Szczerze to trochę jest sztucznawy, choć przyjemnie kakaowy... Ogólnie nadzienie jest za mało słodkie i kremowe. Już sama czekolada jest bardziej gęsta i lepka. Jak się gryzie całą czekoladkę to trochę lepiej smakuje. Bardzo miękka, ale o wiele mniej mulasta od czekolady, która odwala dobrą i zaklejającą robotę. Dałabym całej pralince 4 ze względu na ową i bardzo smaczną czekoladę. Niestety na samym nadzieniu trochę się rozczarowałam.
Ciemna znacznie wolniej się rozpuszcza, jest twardsza, ale robi po dłuższym namyśle muł lekki wokół swojej osi czy powierzchni. W smaku różni się znacznie od pozostałych. Ma mocny cierpki posmak, mocniejszy znacznie niż zwykły deserowy. Jest też mniej słodka, (a nawet subtelnie). Nie łudźcie się, że jest bez cukru- bo jednak słodka to jest w pewnym stopniu ^^ Ma głęboki cierpki posmak. Czuć ze różni się od deserowej, tak jakby mniejszą słodkością, konsystencją i głębszym posmakiem gorzkim kakao. Nie robi raczej owego bagienka tylko dokoła puszcza lekką mulistość, ale mało. Trzeba intensywnie ją miętolić językiem by uwolnić smak. Jest miękka, ale twardsza od pozostałych. Mniej śliska, ale smaczna. Może Wy bylibyście zachwyceni, ale niektórzy z Was znają moje podejście do tego typu smaków ciemniejszych słodkości :) Subiektywnie oceniłabym ją na 4+ bo jak na ciemniejszą czekoladę- smakowała mi :)

Pralinki polecam i czatuję na kolejną ich odsłonę :D Szczególnie smak nugatowy :3

Nazwa: Mercy- Czekolada mleczna (figurka mikołaja z mlecznej czekolady)
Marka: Merci/Storck
Producent: Storck Sp. z o.o.
Skład:
Masa netto: 120g.
Wartość odżywcza kaloryczna: ok. 581kcal/100g. (cały Mikołaj ok. 120g. ok. 698kcal).
Cena: około 4,99 zł. (Promocja po świętach- wcześniej 8,99zł).
Zakupiony: Aldi



merci Mikołaj


W skali miau: 5+ 

***

merci Świąteczne Praliny: Mleczna/Pralinowa/Ciemna


W skali miau: 4+ 

Rozważenie ponownego zakupu: Mikołaj to byłaby przyjemność... kogoś naciągnąć :D A pralinki jeszcze dorwę :3 Koniecznie czwarty smak ^^
Viewing all 62 articles
Browse latest View live